niedziela, 22 lipca 2012

1900. Hello and goodbye

Czemu nie mówimy jak bardzo się kochamy, jak bardzo potrzebujemy. Odchodzimy i zostawiamy po sobie tylko echo uczuć, które do siebie żywiliśmy, a które odbija się coraz ciszej i ciszej, aż w końcu znika.





Pływanie było przyjemnością, której nie umiała sobie odmówić. Za każdym razem, gdy zanurzała się w chłodnej wodzie, odczuwała coś na podobieństwo katharsis. Pływając, czuła,że ona i woda to jedność. Ich ruchy były spójne, szybkość jednakowa, pływając nie myślała. Liczył się tylko cel i jego osiągnięcie, a poza tym już nic. I było to piękne.

Tego dnia przepłynęła sto basenów w tę i z powrotem i jak powiedział trener, pobiła swój rekord. Nie wyraziła euforii głośnym, dziewczęcym piskiem, ale wykonała idealny skok w którym mieściło się całe jej szczęście.

- Będzie lepiej – stwierdziła, wynurzając się na powierzchnię z pół uśmiechem na twarzy.

- Mam nadzieję – odpowiedział i pomógł jej wyjść zbasenu.

Już w szatni zdecydowała, że musi zwiększyć trening dwa razy,  nie robiąc z niego jednak obowiązku. Laura bowiem nie znosiła zobowiązań i każde ograniczenie było dla niej obciążeniem na dużą skalę.  Chyba po prostu przyjmowała za punkt honoru w każdy możliwy sposób podkreślać swojąwolność i… zazwyczaj jej się to udawało.

Zarzuciła sportową torbę za ramię i wyszła z budynku wktórym mieścił się basen. Pogoda była niczego sobie, kałuże po wczorajszym deszczu odbijały pierwsze promienie słońca, a poranne  powietrze przyjemnie chłodziło jej rozgrzane pływaniem ciało.  Dużo sobie obiecywała po tym dniu. Od dawna nie miała chwili wolnego i zamierzała wykorzystać dany jej czas w stu procentach.  Może wreszcie zabierze się za naprawienie tego starego, drewnianego krzesła na którym zasiadała do stołu – w końcu już od wielu tygodni planuje to zrobić. Nogi mebla czasem (oczywiście kiedy na nim siedzi) wyginają się i składają, przez co ona z hukiem spada na ziemie. Nie jest to przyjemne, w szczególności gdy akurat je, a potrafi się to dziać nawet trzy razy w czasie posiłku. W końcu zrezygnowana i wściekła je na ziemi, wyrzucając sobie,że nie stać jej na porządne życie. I mimo, że takie gadanie zdarza jej się często, to jednak lubi swoje małe mieszkanko. Meble vintage kupowane w małych, zakurzanych komisach, parę antyków, sterta płyt gramofonowych i ściany od góry do dołu zapełnione książkami z antykwariatów i nie tylko. W każdym zakątku pomieszczenia wyczuwa się subtelny zapach starego drewna i stęchlizny. Każde krzesło, szafa, półka,książka ma, jak sądzi Laura, duszę, którą widzisz gdy tylko się przyjrzysz,wsłuchasz, dotkniesz… Jej ulubieńcem jest ciężkie, mahoniowe biurko naznaczone małymi ryskami i plamami od atramentu. Pewnego dnia, zupełnie przez przypadek, znalazła w nim skrytkę zawierającą pliczek listów pisanych po…włosku. Nigdy ich nie przetłumaczyła. Schowała je głęboko pomiędzy Balzacem apozeją Poe’a i wyjmowała tylko po to,aby oglądać pisane piękną kaligrafią zdania.

Nie, nie naprawi tego cholernego krzesła.  Za to kupi poduszki i coś na podobieństwo tych niziutkich, japońskich stoliczków. Uśmiechnęła się do siebie, ciesząc z pomysłu, który wydawał się w gruncie rzeczy lepszy niż spędzenie dnia na naprawianiu czegoś, czego naprawiać w istocie nie trzeba.

Wkrótce dotarła do ulubionego sklepu z pościelą i materiałowymi ozdobami i kupiła 5 dużych, miękkich kolorowych poduch. Następnieprzewertowała pół miasta w poszukiwaniu stoliczka o jaki jej chodziło, a w końcu zamiast niego i tak wracając do domu ze skrzynką po winie zabraną spod sklepowego zaułka. Wchodząc po schodach kamienicy czuła się tak, jak już dawno się nie czuła: spełniona. Jednak przekraczając ostatni stopień schodów zobaczyła coś, co sprawiło, że każda myśli i pozytywne uczucie uleciało z jej głowy. 

Stał tam, o wiele wyższy niż gdy go widziała ostatnim razem i

nieproporcjonalnie do swojego wzrostu chudy. Długie jasne włosy opadały mu na twarz. Zarost świadczył o tym, że dawno już się nie golił,a tylko wodniste oczy o kolorze, którego nigdy nie mogła sprecyzować,sprawiły,że go poznała.

- Tim. – Jej dolna warga poczęła lekko drżeć. Zacisnęła mocniej ręce na skrzynce, którą trzymała i wbiła swój wzrok w brata, pełen bólu, skargi i niewydobytego krzyku.

Tak dziwnie wyglądał, nieogolony z tą swoją dziecinnąbuźką, nic nie mówiąc. Zauważyła, że w trzęsącej się ręce dzierży kartkę,zapewne z jej adresem.

- Laura. – Jego głos, chociaż zmieniony przez lata,wciąż  w ten sam sposób wypowiadał jej imię. Z nutką czułości i łagodności, jaką zawsze się cechował.

Nie widziała go od sześciu lat, kiedy to ojciec wyrzucił go z domu. Dowiedział się wtedy o tym, co ona wiedziału już od dawna: Tim ćpał.Na początku mało, dla zabawy palił z kolegami trawkę. Takie nic, ,, gówno napolepszenie nastroju’’ – mawiał. Potem zaczął poznawać znajomych znajomych.Każdy kolejny ćpał coś innego i każdy sprawiał, że i Tim chciał ‘’spróbować’’.Nie pamięta dokładnie kiedy Tim przestał żyć z nimi. Znaczy się, był, ale jakby nie w tym świecie. Przestał słuchać i widzieć. A później zapominał. Czasem nawet o tym, jak ona, jego mała siostrzyczka się nazywa. Gdy ojciec się dowiedział,wpadł w szał.  Pracował w FBI i wstyd jaki przyniósł mu jego jedyny  syn, wywoływałból nie do zniesienia. Krzycząc powiedział o wiele za dużo i Tim nie potrafił się przełamać by mu wybaczyć. Wyprowadził się do jakiejś meliny, a za każdym razem gdy Laura go odnalazła, wyprowadzał się. W końcu nikt nie wiedział gdzie się podziewa, czy jeszcze żyje. Ojciec zachowywał się jakby nie miał syna, jego zdjęcia zniknęły z mieszkania, a matka jeszcze bardziej pogubiła się w świecie swoich powieści i przestała wychodzić z pokoju. Tylko Caroline zachowywała się jakby nic się nie stało i za to Laura jeszcze bardziej nienawidziła siostry. Z każdym upływającym rokiem zamykała po kolei wszystkie swoje uczucia, a potem wyrzuciła klucz. I tak było już zawsze. Do dziś.

Tyle pytań chciała zadać. Co tu robisz? Jak mnie znalazłeś? Gdzie się podziewałeś? Jak się czujesz? Ale powiedziała tylko jedno:

- Napijesz się?  

Skinął głową z , jak jej się wydawało, delikatnymuśmiechem ,który pojawił się na chwilę i zniknął.

Otworzyła drzwi do mieszkania i wpuściła obcego brata dośrodka. Rozejrzał się nieprzytomnie po mieszkaniu, podczas gdy ona odłożyła zakupy na ziemię. Wyjęła ze swojego kufra-szafki butelkę szkockiej i odkorkowała. Walnęła zakupione poduszki na ziemię i wskazała mu aby usiadł. Nie przejmując się  konwenansami, pociągnęła porządnego łyka z gwinta i podała bratu butelkę. Zapomniała o satysfakcji wynikającej z pobitego rekordu i zakupieniu potrzebnych rzeczy. Wciąż czekała aż się odezwie. Zrobił to dopiero po dziesięciu minutach ciszy.

- Chyba miałem nadzieję, że wciąż będziesz mieć szesnaście lat jak tu przyjdę. – Mówiąc to nie patrzył w jej oczy, szeptał tylko słowa ochrypłym głosem, przesuwając palcem po brzegach gwinta. Podniósł nachwilę wzrok. – Masz krótkie włosy.

Odruchowo przesunęła po swoich blond kosmykach i uśmiechnęła się mimowolnie.

- Ścięłam kiedy odeszłeś i już tak zostało.

- Ładnie ci.

Znowu chwila ciszy. 
- Dlaczego przyszedłeś, Tim? – Obserwowała go, nie mogła oderwać wzroku od jego wychudłej twarzy.

- Wiesz,że kiedy byłaś malutka zawsze bałem się,że coś ci się stanie. Wpadniesz pod samochód albo ktoś cię zabierze. I bałem się cię kochać, bo czułem,że jeśli cię stracę to nie zniosę bólu jaki po sobie zostawisz. – Teraz już na nią patrzył, nie mrugał i nie odrywał wzroku. Szukali w swoich oczach odbić ich starych twarzy. – A potem zauważyłem, że nie chcesz bawić się z innymi dziećmi i ciągle chodzisz za mną. Spytałem czemu. Pamiętasz co odpowiedziałaś?

- Że chcę cię ze sobą oswoić, żebyś nie mógł widzieć dnia spędzonego beze mnie.

Skinął głową.

- Wtedy zobaczyłem,że tak się stało istotnie. Że nie mogę spokojnie przeżyć dnia, nie widząc, albo nie słysząc ciebie. Byłaś najważniejszą istotką w moim życiu i tylko jedno mogło być silniejsze od uczucia, jakie do ciebie żywiłem. Nienawiść do siebie.



[Pokraczne to takie, bez rąk i nóg, ale niech będzie.] 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz