Szum morza, błękitne fale uderzające o skaliste wybrzeże. Trochę dalej rozciągała się piaszczysta plaża, na której postawiony był drewniany parkiet, a na jego brzegu stało niewysokie podwyższenie. Słońce chyliło się już ku zachodowi rzucając pomarańczowe refleksy na zgromadzonych ludzi, którzy siedzieli przy, pokrytych białymi obrusami, stołach. Na podwyższeniu stała długowłosa dziewczyna ubrana w krwisto czerwoną sukienkę sięgającą jej kolan. Czarne, lekko falowane włosy rozwiewał wiatr. Ustawieni za nią muzycy zaczęli grać łagodną piosenkę, na parkiet wystąpiła panna młoda ubrana w śliczną, prostą białą suknię. A zaraz za nią kroczył dumny świeżo upieczony mąż. Dziewczyna uśmiechnęła się, chwyciła mikrofon i w swoim ojczystym języku zaczęła śpiewać jedną z tradycyjnych, ślubnych ballad. Zabawiając gości weselnych bawiła się całkiem nieźle. Jednak wakacje dobiegły końca, ślubów było coraz mniej, jej zespół zaczął chodzić do szkół. To był koniec jej występów.
Siedziała w swoim małym pokoiku w jednej z kamienic w Blanes. Oparta łokciami o blat biurka obserwował przemieszczające się białe chmurki, niebo pozostawało błękitne. Jak w wakacje. Poprawiła zsuwające się ramiączko bluzki. Oderwała wzrok od okna i przeniosła je na monitor laptopa.
‚Masz nową wiadomość’
Uśmiechnęła się na widok imienia nadawcy.
Sebastian.
„Kochana,
czy pogłoski o tym, że przyjeżdżasz do Stanów do prawda? Jest środek nocy jednak wiem, że czuwasz przy komputerze, dlatego postanowiłem napisać. Zresztą sam niecierpliwie czekam na odpowiedź. Mam nadzieję, że mi odpiszesz? Inaczej nie zasnę.
Kocham Cię,
Twój brat.”
Zawsze oficjalny, zawsze z tymi swoimi, sztywnymi manierami. Sebastian. Osiem lat starszy brat to nie jest dobry wynalazek. Pokiwała lekko głową, włączyła okienko służące do napisania nowej wiadomości. Kilka razy zaczynała. Nie chciała przyznawać się bratu, że naprawdę o tym myślała.
„Sebastianie,
tak, myślałam o wyjeździe do Stanów. Mówiłam jednak o tym tylko Laurze. Widzę, że zdążyła Cię poinformować przede mną. Po pierwsze, nie martw się, nie zwalę Ci się na głowę. Wcale nie zamierzam mieszkać w Los Angeles. Tak, wiem z moim głosem… Bla, bla, bla. Nie zamierzam rozpoczynać kariery. Szczerze chciałabym zamieszkać w Nowym Jorku, cóż.. Pieniądze mam uzbierane. Wystarczy kupić bilet i w drogę.
Być, albo nie być.
A zgadnij kto?”
Wysłała e-mail i siedziała wpatrując się w słońce, które stało coraz wyżej. Weszła do salonu i rozejrzała się po małym pokoju. Na imitacji kominka stały ramki ze zdjęciami. Cała piątka.
Ona, dwaj bracia i rodzice.
Rodzice nie żyją. Sebastian, młodszy z braci mieszka w słonecznym LA, a drugi brat, Antonio zamieszkuje polskie miasto – Łódź.. Zawsze się zastanawiała czemu ona została tu najdłużej. Dlatego, że była najmłodsza? Nie.
Przeszła do skromnej kuchenki wyciągnęła z lodówki jabłko i słysząc dźwięk oznaczający przyjście nowej wiadomości biegiem ruszyła w stronę swojej sypialenki.
„Drogi zgadnij kto,
nie popieram. Moim zdaniem powinnaś pójść na studia. Czemu nie zrobisz tego w Hiszpanii? Nowy Jork z pewnością nie jest taki cudowny jak mówią. Zresztą napisz jeszcze do tego, jak mu tam. Antonia. Czekam na wiadomość od Ciebie, a teraz idę spać. Wybacz.
Trzymaj się,
Sebastian z rodziną.”
Westchnęła. Sebastian z rodziną? Prychnęła. Jeśli za rodzinę uważa tą ślicznotką, która podaje się za jego żonę i rozpieszczoną córeczkę to jest kretynem. Wdał się pod władzę kobiet. Zawsze miał do nich słabość. Teraz był kamerzystą, pracował najczęściej na planach teledysków. Ostatnio zaczął nawet pisać swój, osobisty scenariusz filmowy. Po raz drugi przeczytała wiadomość od brata. Jeszcze się nie pogodził z najstarszym z rodzeństwa. Otworzyła po raz kolejny nową wiadomość i zaczęła pisać.
„Antonio,
Wyjeżdżam do Ameryki, masz może coś przeciwko? Chciałabym zamieszkać w Nowym Jorku.
Masz się, do jasnej anielki, pogodzić z Sebastianem.
Pozdrów Kasię i Twoje cukiereczki – Annę i Alicję.
Alba.”
Wysłano. Wiedziała, że jej brat siedzi teraz pewnie w swoim sklepie i nie ma dostępu do sieci. Spojrzała na zegarek. Dochodziła dziesiąta. Wstała, ubrała krótkie jeansowe spodenki, zwykły top, na który założyła czarne bolerko i wyszła z kamienicy, uprzednio spotykając na swojej drodze kota sąsiadki. Zarzuciła torbę na ramię i żwawym krokiem ruszyła brukowaną uliczką swojego miasta. Kręciło się tu sporo turystów. Gdzieniegdzie usłyszała polaków i w tym momencie na jej usta wstąpił lekki uśmiech. Rzadko kiedy się uśmiechała. Usłyszała język angielski i spojrzała na hiszpańskiego sprzedawcę, który nie bardzo rozumiał co się do niego mówi. Słyszała jak klient mówi nieprzyjemne słowa kierowane na osobę staruszka. Podeszła do mężczyzny, mieszkał w kamienicy obok. Przetłumaczyła mu zamówienie klienta, wysokiego dobrze zbudowanego blondyna z spieczoną na czerwono twarzą i na jego żonę, której opalenizna była rodem z solarium. Może siedemnastoletni syn wyglądałby normalnie, gdyby nie wyraz oburzenia i wściekłości na twarzy. Podała im krem, odebrała zapłatę i oddała ją mężczyźnie. Ten odwdzięczył jej się ciepłym uśmiechem i podarował jej pomarańczę.
- Gracias!
Skinęła tylko głową i weszła do jednego z marketów. Zrobiła małe zakupy i na obiad zajadała się pyszną sałatką. Fakt, faktem grecką. Ale jej to nie przeszkadzało.
Podeszła do laptopa.
Dwie nowe wiadomości. Zdziwiona usiadła przy biurku i otworzyła tą, która przyszła wcześniej.
„Albo!
Do Stanów?! Oszalałaś… A rób co chcesz. Ale obiecaj jedno. Pójdziesz na studia.
Antek.”
Nie odpisała od razu, przeczytała drugą.
„ Cześć słońce,
Przepraszam za tamtą wiadomość, ale Ania usiadła przy komputerze. Bardzo załamała się wiadomością, że wyjeżdżasz i będziesz mieszkać jeszcze dalej. Ogólnie rzecz biorąc, bliźniaczki nie są zachwycone Twoim wyjazdem. Katarzyna również. Zastanawia się teraz do kogo będziemy przyjeżdżać na wakacje? Sprzedajesz mieszkanie? Odpisz prędko.
Antonio.”
Zaśmiała się i wzięła za odpisywanie.
„Słuchajcie, nie sprzedaję mieszkania. Wynajmę je Laurze, która ma dość rodziców. A na wakacje postaram się zjeżdżać do Hiszpanii, w końcu kto przegapiłby to słońce. Kocham was. Jutro kupuję bilet. Już zdecydowałam. Napiszę jak będę w Nowym Jorku.
Alba”
Otworzyła kolejne okno, by móc napisać nową wiadomość.
„ Może za tydzień będę już w Nowym Jorku. Odwiedziłbyś mnie kiedyś.
Alba”
Druga wiadomość powędrowała prosto do skrzynki odbiorczej Sebastiana. Westchnęła i rozejrzała się po pokoju. Zamówiła bilet przez internet.
Pięć dni później stała z walizkami na lotnisku, na jednej z nich leżała kurtka. Słyszała, że w Nowym Jorku jest trochę chłodniej. Uśmiechnęła się do siebie. Oddała bagaż do kontroli i po godzinie siedziała w samolocie. Zdążyła załatwić sobie rozmowę kwalifikacyjną w jednej z miejscowych szkół.
Kilka godzin później siedziała w żółtej taksówce i z zachwytem podziwiała nowojorskie ulice. Dzień dopiero budził się do życia.
- Panienka na stałe? – spytał kierowca.
- Tak. – uśmiechnęła się. – Przynajmniej na razie.
- Radzę znaleźć pracę i mieszkanie jak najszybciej. Potem będzie ciężko.
- Pracę mam już praktycznie załatwioną. I mieszkanie mam wynajęte już na dwa tygodnie potem muszę znaleźć coś na dłuższy czas.
- Zaradna…
- Się wie. Dowidzenia. – z uśmiechem wyszła z taksówki, biorąc do rąk swoje bagaże. Stała pod blokiem, dość wysokim. Wzięła głęboki wdech i wtachała walizki na odpowiednie piętro. Otworzyła drzwi.
- Witaj. – mruknęła sama do siebie. Zdążyła się rozpakować i dochodziła szesnasta. Biegiem ruszyła ulicami miasta, zaczepiając co chwilę kogoś. Dotarła na czas. Stała pod college’m. Poprawiła włosy, na usta przywołała uśmiech i weszła powoli do budynku. Zerknęła na zegarek, wiszący na ścianie. Miała jeszcze piętnaście minut. No, tak. Z pewnością się spóźni.
- Gdzie jest ten cholerny sekretariat. – mruknęła czarnowłosa, łapiąc się za głowę.
Alba Rodriquez, lat 19. Studentka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz