sobota, 28 marca 2009

840. New life

Szłam spokojnie ulicami Nowego Yorku. Przeprowadzka tutaj była dość dobrym pomysłem, ale nie mogłam się do niej przekonać. Ojciec zgodził się, żebym zamieszkała w akademiku, a nie z nim. Był przewrażliwiony, odkąd moja mama wyszła ponownie za mąż. Czyżby uderzyło to w jego ego? Typowe. Nie powiem, żebym wzięła sobie to do serca… bo chyba trzeba wcześniej ten organ posiadać. No, mi go brakowało. Zapewne dlatego, że raz już przestało bić i nie miało ochoty wracać na właściwe miejsce. Nie, żebym się tym przejęła. Im życie krótsze tym lepiej. Mniej cierpienia, mniej błędów i mniej dorosłości. Czyż to nie cudowne?
Lubię czasem posiedzieć w parku z zamkniętymi oczami i nie przejmować się światem. Posłuchać wróbli, które jeszcze nie padły od smogu nad miastem, i wypocząć. Tamtego dnia też tak zrobiłam. Świeciło słonko i było całkiem przyjemnie, mimo niezbyt wysokiej temperatury. 
Usłyszałam jak ktoś siada koło mnie, ale nie bardzo mnie to obchodziło. Póki nikt nie planował mnie stłuc to wszystko było w jak najlepszym porządku.
Jednak po pewnym czasie, kiedy już miałam dość siedzenia na tyłku i robienia cudownego nic, spojrzałam na osobę z boku. Była to staruszka z małym psiakiem. Zwierzątko nie wyglądało mi na żadną znaną rasę. Młody kundelek.. Mimowolnie uśmiechnęłam się. Co jak co, ale ten psiak zasługuje na więcej niż niejeden człowiek. 
-Mogę pogłaskać? –zapytałam kobiecinę. Staruszka spojrzała na mnie i podała mi psiaka. 
-Proszę.. Może chcesz go zatrzymać? –Wzięłam malucha na kolana i zaczęłam głaskać.
-Jest śliczny.. –Podniosłam go, żeby spojrzeć mu w czarne oczka. –Nie mogę go zatrzymać…-powiedziałam smutno.. naprawdę chciałabym takiego psiaka. –Mieszkam w akademiku.. a to nie jest najlepsze miejsce dla młodego psa… 
Kobiecina pokiwała w zrozumieniu głową. Jeszcze pewien czas bawiłam się z kundlem, potem oddałam go staruszce i odeszłam. Nie można przywiązywać się do czegoś, co zaraz zostanie nam odebrane, prawda? A zwierzęta są zbyt cudowne, by ich nie kochać. 
Poszłam w kierunku budynku szkolnego, do którego miałam uczęszczać… Wszystko nieznane, obce.. co będzie dalej? Nie będzie źle- to pewne. Bo co się może wydarzyć? Wpadnę pod samochód? Trudno.. Złamię rękę? Spadnę ze schodów? Spowoduję wybuch? Trudno. To tylko życie, prawda? A może będzie wesoło? Może weselej niż z matką? Z ciągłym jęczeniem „Czy wszystko w porządku? Jak się czujesz? Nic ci nie jest?” To było stanowczo zbyt męczące. Nowe życie? Czemu nie? Może coś się zmieni? A może nie zmieni się nic? 
Czasami dochodzę do wniosku, że za dużo myślę… Hmmm… może coś w tym jest? Ale kto by się tym przejmował? 
Zdecydowałam się pójść do akademika… Wyjęłam papierosa, zapaliłam i ruszyłam w nieznane…. 

  

Quintessa White (lub po prostu Quin) lat 18, studentka college’u. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz