niedziela, 29 marca 2009

848.Spanie pod drzewem jest wspaniałe.

   Była noc. Zerwałam się z mocnego snu, jak opętana i z przyzwyczajenia spojrzałam w okno, czy już widno i trzeba wstawać na zajęcia, czy może to ja mam coś z głową i nie wiadomo po co wstaje tak cholernie wcześnie. Było ciemno, jak w nocy;rzeczywiście fascynujące odkrycie.
  Mój miś, z którym spałam w brutalny sposób, iż zepchnięty przeze mnie został usunięty z mojego miejsca spania.- Misiu!Nie idź!Zostań ze mną..! – Podniosłam go z podłogi i położyłam spowrotem przy swojej głowie, na poduszce.  Zamiast ponownie zasnąć, zebrało mi się na rozmyślanie o życiu. Bezsensu. Oczy same mi się zamykały, ale nie!Postanowiłam odświeżyć swój umysł i wyjść na świeże powietrze, wtedy najlepiej się rozmyśla..W takim razie musiałam się ubrać, jednak zeszło trochę zanim to zrobiłam, bo robiłam to dosyć mooozolnie…
- Po co w ogóle wychodzę, robię coś bez dłuższego zastanowienia się, powinnam nie być taka chaotyczna, dokładnie. [Oo] Samotność mnie dobija, gadam do siebie, great.
   Kiedy wyszłam z college’u poczułam ostry powiew lodowatego wiatru, co świadczyło o przymrozku, jaki jest zazwyczaj w nocy o tej porze roku;zasunęłam tylko kurtkę i w drogę.
Podeszłam do przystanku autobusowego, skąd chciałam dojechać do niedużego lasu wypatrzonego przeze mnie, jest on mały, a ja nie lubię rozpowszechnionych miejsc, gdzie wiecznie kręcą się jacyś ludzie.Phhh,środek NY i mały lasek, tiaaa.Nie kręcą się tam ludzie, bo znajduje się on bardziej na odludziu. Dobrze, że długo nie czekałam, bo przyszłam wsamą porę. Wsiadłam do autobusu i od razu zajęłam miejsce, ufff;dobrze,że mi się udało, bo mało było wolnych miejsc – pierwszy raz widziałam taki tłok w autobusie o 5 nad ranem, ciekawe -. Kilka minut po mnie do autobusu wsiadła starsza kobieta, nikt nie raczył się wstać, więc ja postanowiłam to zrobić;kiedy wstałam kobieta odezwała się do mnie z takim tekstem:
- Siedź, siedź. Ty też chcesz posiedzieć, ja sobie poradzę.
  Nosz cholera! Wkurza mnie takie coś; człowiek się chociaż kwapi żeby zejść i żeby ludzie dobrze o nim pomyśleli, a oni „siedź, siedź”.Jak nie wstaniesz, to pomyślą co za chamstwo, takie młode nóżki, a już zmęczone, za to jak już wstaniesz to siedź, siedź. Co za niesprawiedliwość, ehhh. Wysiadłam z autobusu z rękoma w kieszeniach,bo nie miałam rękawiczek, jak to ja..Po całkiem sporym kawałku drogi weszłam w głąb lasu, na dobre.
Szczerze, taki mały lasek, a zgubić można byłoby się stuprocentowo, ehie ehie.
  Usiadłam pod pierwszym lepszym drzewem i nie minęła chwila, a ja myślami byłam już w Arizonie, daleko w całkiem innych czasach i w całkiem innym świecie. Błądziłam nieskończenie po różnych miastach i rocznikach.
Myślałam…myślałam…myślałam…dłuższy czas myślałam,jednak do niczego sensownego nie doszłam, więc mój mózg wysiadł i usnął pod tym uprzejmym drzewkiem, który użyczył mi miejsca, zabawne.Obudziłam się, to było już dobrze po 10; dziwne, wcale nie spanikowałam.
  Przymknęłam oczy i nabrałam powoli powietrza, by poczuć rześkie powietrze, jakie zwykle czułam po deszczu, tak się złożyło, że właśnie padał. Świetnie! Prysznic z głowy przynajmniej.
Że też nie poczułam od razu, że pada na mnie deszcz, nie mam w sobie za krzty czucia…
  W końcu musiałam się podnieść.Otrzepałam nerwowo wilgotne spodnie i tym razem nie poszłam na przystanek autobusowy, a złapałam taxówkę.Jechałam przez dłuższy czas przymykając co chwila oczy, ale szybko mnie ożywiło gwałtowne zahamowanie, dobrze, że miałam zapięty pas, czego nigdy nie robię, bo walnęłabym o siedzenie, ale uważam, że nic wielkiego wtedy by się nie stało. Dojechałam do college’u żeby było jasna cała i zdrowa, no i przy okazji żywa. Wspaniale się bawiłam na świeżym powietrzu, z resztą wtedy kiedy opieprzali mnie ‚sorzy’ również.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz