niedziela, 29 marca 2009

850.Malinowo.

Leżałam na łóżku opierając się nogami o ścianę.

Mój dawny pokój był w tej chwili pusty,nie licząc łóżka pod ścianą i kilku poduszek porozrzucanych po podłodze.

Mimo tego,że mieszkałam u Victora,nadal miałam klucz do swojego ,,apartamentu”.

Właściwie był to zapasowy klucz,który dorobiłam na kilka dni przed przeprowadzką.

Wiedziałam,że i tak tutaj nie wrócę,ale miałam czułam ogromny sentyment do tego pokoju.

Westchnęłam cicho,jednocześnie zrzucając z łóżka nieduże kwadratowe pudełko,z którego wysypała się prawie cała zawartość.

Odwróciłam głowę nie chcąc patrzeć na pamiątki związane z rodziną i przyjaciółmi z Forks.

To było kiedyś,aja nie chciałam to tego wracać.

Mrużąc oczy,spojrzałam w okno,przez które widać było zachodzące słońce.

Byłam tak zamyślona,że pukanie do drzwi usłyszałam dopiero po kilku minutach.

Dobrze wiedziałam,kto dobija się do pokoju.

Zerwałam się z łóżka i wolnym krokiem ruszyłam by otworzyć.

Ostatnio chodzenie sprawiało mi większą trudność.

To pewnie dlatego,że częściowo nie widziałam już swoich stóp.

Jeszcze tylko trzy miesiące i będę mogła przywitać moją Kruszynkę na świecie.

To będą trzy najdłuższe miesiące mojego życia.

Otworzyłam drzwi.

Na progu stała Marit,ubrana w jaskrawożółty płaszcz.

Przez ramię miała przewieszoną dużą,czerwoną torbę,a w koszyku,który trzymała,niecierpliwie wierciła się Spinka.

-Miło Cię widzieć.-uśmiechnęła się,przekraczając próg.-Jak się czujesz?

-Malinowo.-mruknęłam,z powrotem siadając na łóżku.

-To chyba dobrze.-dziewczyna zmarszczyła brwi,wyciągając z torby jakieś zawiniątko.-Jak do mnie zadzwoniłaś,pomyślałam,że coś się stało…

-Bo stało się!-zawołałam,biorąc od niej zawiniątko i rozwijając folię.-Dlaczego one są mrożone?

Krzywiąc się lekko,spojrzałam na torebkę z mrożonymi malinami.

Miałam taką ochotę na te owoce,że postanowiłam bezwstydnie wykorzystać przyjaciółkę.

-Jest marzec.-przypomniała mi Marit,patrząc na mnie,jak na kosmitkę.-Nie wyczaruję Ci świeżych malin.

-Nie…?-uniosłam jedną brew,patrząc na kotkę bawiącą się sznurówką moich butów.-Słońce,ja w Ciebie wierzę.

-Księżycu.-dziewczyna roześmiała się,patrząc na mnie.-Ciesz się,że Ci je przyniosłam.

-Cieszę się.-uśmiechnęłam się,wstając,by zanieść maliny do kuchni.

-Co ty robisz?-zapytała Marit,głaszcząc Spinkę.

Zatrzymałam się w półkroku.

-Wracam z kuchni.-poinformowałam,uśmiechając się niczym kobieta z reklamy proszku do prania.

-Widzę.-dziewczyna wywróciła oczami.-Co robisz tutaj.Dlaczego chciałaś się spotkać właśnie tu?

-Akurat miałam po drodze,więc wpadałam.

-Powspominać?-Marit podniosła zdjęcie leżące na podłodze.

-Nie.-odparłam krótko,zabierając jej zdjęcie i wrzucając z powrotem do pudełka.-Victor jest w pracy,a ja miałam dość siedzenia w domu z Piękną i Bestią.

Marit nie wypytywała już o nic więcej,ale wstała i poszła do kuchni.

Wróciła z niej z miską pełną rozmrożonych malin.

Postawiła mi ją na kolanach.

-Proszę,Księżycu.-uśmiechnęła się,siadając obok mnie.

-Dzięki Słońce,tego nam trzeba.-wzięłam jedną z malin i wepchnęłam ją sobie do ust.

Marit roześmiała się i rzuciła w drzwi poduszką,która złapał Ian,który właśnie wszedł do pokoju.

-Zamach na moje życie.-odrzucił poduszkę z powrotem do dziewczyny i usiadł po turecku na podłodze przed nami.

-Jakże bym śmiała,Jowiszu.-dziewczyna zmarszczyła brwi.

-Jak się czujesz?-Ian zignorował ją i zwrócił się do mnie.

-Malinowo.-uśmiechnęła się,dalej opróżniając miskę.

Ian i Marit jednocześnie wywrócili oczami.

[Dzięki Ci,Słońce.Jest m…malinowo xD

Dzięki,Jowiszu ^^.]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz