piątek, 3 kwietnia 2009

861. Powrót…

Jeszcze bledszyuśmiech wyrył się na jej twarzy. Ze spokojem wlepiała wzrok w oddalającą się sylwetkę.Teraz powinna pobiec za ową postacią jak to bywa w filmach i wszystko wyjaśnić.Ale nie. Nie chciała tego. Wolała oszukiwać samą siebie i innych. Wsunęła ręcedo kieszeni i odeszła oddalając się o kilka kroków od miejsca, które być możena długo pozostanie w pamięci lub po prostu wymaże się z niej z dniemjutrzejszym. Uśmiechnęła się pusto.

- Michelle – Usłyszała cichy aksamitny głos. Mimowolniezacisnęła usta i zrzuciła ze swojego ramienia dłoń. Nie odpowiedziała. Poprostu odwróciła się i wtuliła w umięśnione ramie. – Wracamy do Nowego Yorku?

- Tak – Rzuciła niby od niechcenia. – Nawet jeszcze dzisiaj.Nie chcę mieć nic wspólnego z tym miejscem. Phoenix jest okropne.

Chłopak roześmiał się przyglądając dziewczynie. Odgarnął zjej czoła kosmyk włosów i przyjrzał się uważnie.

- Nie będziesz tego żałować? – Spytał widocznie rozbawionyjednocześnie niepewny reakcji brunetki.

- Nigdy niczego nie żałuje. – Szepnęła lekko marszcząc czoło- No prawie nigdy. Ale to już coś innego. Mniej istotnego. Prawda? – Uniosła brewjednak po chwili opuściła głowę w dół.

- Prawda – Odrzekł.



 . .

- Jak myślisz Adamie? Tu się uda? – Rozejrzała się wokołowysiadając z żółtej taksówki. – Przypominam ci już, że mieszkaliśmy w Nashville,Phoenix, Chicago i Londynie. I teraz znowu NY – Roześmiała się.

- Pamiętam. – Również się zaśmiał – Ale to wszystko z naszejwłasnej woli. Chciało nam się większego świata to go mamy. – Wyjął z bagażnika walizkii ruszył ku dużemu budynkowi. Dziewczyna po dłuższym zamyśleniu również udałasię do środka.

- Wiesz? Chyba w końcu postanowiłam, że na studia pójdę tutaj. Już mi się podoba. Jestświetnie. Jak za starych dobrych czasów gdy mieliśmy po osiem lat.

- Stop, stop. Mówisz za szybko. Stare dobre czasu to siędopiero rozpoczną jak się całkiem tu za klimatyzujemy. Zresztą źle to wszystkookreśliłaś – Oznajmił. W odpowiedzi tylko wzruszyła ramionami.



. .

 Usiadła na pobliskiejławce w parku. Podciągnęła pod brodę kolana i z uśmiechem zaczęła bawić siępalcami. Znalazła pracę, złożyła papiery na studia. Ogólnie mówiąc szczęściesię do niej uśmiechało.

- Nie boisz się? – Ciche pytanie obiło się o jej uszy.

- Nie – Odparła

- Jak zwykle…

- Znasz mnie, więc czemu zadajesz takie głupie pytania? -Uniosła brew. 


- Nie wiem…

  

Imię i Nazwisko : Michelle Dakota Coleman.

Lat 19

Studentka psychologii, barmanka w jednym z barów. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz