sobota, 4 kwietnia 2009

862. Do szczęścia nie potrzebuję złota..


- Claudine, wstawaj jeden z Twoich kochanków przyszedł… – mruknęła Jeanne siadając na łóżku i szturchając mnie lekko aby mnie obudzić. 
- Który..?  – mruknęłam leniwie przecierając oczy i uchylając ostrożnie powieki.
- Taki, co chce Cię porwać do Londynu i mówi, że jak nie zejdziesz za 10 min to będziesz na lotnisko szła na piechotkę.. – oświadczyła brunetka – A więc łaskawie rusz swoją miednicę i ubieraj się! – zawołała ściągając ze mnie kołdrę. Mruknęłam coś niezrozumiałego pod nosem poczym wstałam chcąc się wyszykować. Rzuciłam zmęczone spojrzenie walizkom, które moja inteligencja kazała mi spakować wczoraj. Dopiero teraz skojarzyłam fakty i zrozumiałam co się dzieje. Uśmiechnęłam się szeroko do samej siebie gdy w moich myślach pojawiła się świadomość, że wyrwę się na trochę z Nowego Jorku. O tak, świętujmy to. 
Naciągnęłam na siebie ubrania, które czekały już na mnie na krześle, związałam niedbale włosy i ciągnąć za sobą walizkę skierowałam się w stronę drzwi.
- A buziaczek na pożegnanie?! – zapytała zrozpaczonym głosem Jeanne. Eee… Uniosłam brwi wysoko do góry poczym ułożyłam usta w tak zwany dzióbek i zacmokałam parę razy – Takiego buziaczka to Ty sobie możesz.. – mruknęła. 
- Dostaniesz buziaczka, ja obiecasz opiekować się Romkiem i jego familią… – powiedziałam poczym zerknęłam na kocięta, które zaczęły sprawdzać do jakich destrukcyjnych czynów można użyć pazurków. Teraz zajęły się rozpracowywaniem zasłonek – I możesz nawet zacząć od teraz.. – zaśmiałam się – Powodzenia! – rzuciłam i pocałowałam siostrę w policzek – Na razie, głupku. 
- Do zobaczenia.. – dziewczyna pomachała mi na pożegnanie, a ja opuściłam mieszkanie. Gdy tylko stamtąd wyszłam usłyszałam zza drzwi coś jak: Taaaakk..! ( Czyli radosny okrzyk siostry spowodowany moim wyjściem. Jaka ona milutka.. )
- Słyszałam to..! – krzyknęłam przez drzwi poczym zeszłam na dół, gdzie czekał już na mnie Leo opierając się o samochód.
- Spóźniłaś się, 10 sekund, toż to hańba! – zawołał krzyżując ręce na piersiach.
- Oj Leoś, spokojnie, mamy jeszcze całą masę czasu.. – oświadczyłam szczerząc zęby.
- Mhm, pół godziny na dotarcie na lotnisko, whoa.. – odparł chłopak bez cienia entuzjazmu. No przynajmniej mógłby udawać, w końcu jest aktorem. Wywróciłam oczami poczym wcisnęłam mu do rąk swoją walizkę – Eee… I co ja niby mam z tym zrobić..? Sprzedać? Spalić..? – posunął chłopak.
-  Jakbyś był taki miły, umieść w bagażniku.. – wyszczerzyłam się – No chyba, ze Twoje walizki zajęły całe miejsce.. 
- Tak, swoją całą drogę będziesz trzymała na kolanach.. – mruknął poczym jednak łaskawie upchnął mój bagaż do samochodu. Po chwili sami wpakowaliśmy się do auta i odjechaliśmy w stronę lotniska. Ha, nawet się nie spóźniliśmy. Tam spotkaliśmy Jennifer i Erica, którzy czekali na nas wyraźnie zniecierpliwieni. Teraz czas na chwilę dla opisu. Tu powinna pojawić się taka denerwująca melodyjka, a’la muzyczka z windy.
Jennifer to szczupła, wysoka dziewczyna o długich, czarnych włosach i ciemnej karnacji. Przy niej po prostu czuję się jak brzydkie kaczątko. Ma powalający, piękny, biały uśmiech na co najczęściej łapie facetów. Jest przy tym świetną aktorką, więc ja zupełnie nie wiem, co ja tutaj robię..
Eric jest bratem Jen. Również ma ciemną karnację, czarne, przydługie włosy i oczy identyczne jak siostra. Cóż, obydwoje są afro-amerykanami. Czasami mnie przeraża swoją bezsensowną, czasami dość nieprzyzwoitą gadką, jednak z nim przynajmniej będzie ciekawiej.. choć mam nadzieję nie wylądować z nim w jednym pokoju.. 
No i jeszcze był Leo, który był tak zmęczony, że ledwo kontaktował z rzeczywistością. Gdy doczłapałam się razem z nim do umówionego miejsca spotkania rodzeństwo od razu na nas naskoczyło.
- Gdzie wyście byli, prawie się spóźniliśmy! – zawołała Jennifer.
- Oj daj spokój, jak na mnie i Claudi to i tak wcześnie..– mruknął Leo przeciągając się poczym wszyscy poszliśmy w stronę, gdzie za chwilę polecimy wysoko do nieba, z nadzieją, że samolot nie rozbije się nigdzie po drodze. Chociaż biorąc pod uwagę zło czuwające nad tym miastem, nie zdziwiło by mnie to. 
Zajęliśmy miejsce w samolocie. Nie był może to model pierwsza klasa, ale było znośnie. Pilot znudzonym głosem zaczął mruczeć coś do pasażerów, ale mało kto go słuchał. Zerknęłam ukradkiem przez okno, a samolot po chwili zaczął odrywać się od ziemi i lecieć, wysoko, wysoko.. Spoglądałam na co raz to mniejsze budynki, które zdawały się być tak małe jak domki w Monopolu…  Przeniosłam wzrok na siedzącą obok mnie afro-amerykankę, która rozglądała się z zaciekawieniem, ostatecznie zwracając zrezygnowane spojrzenie ku mojej osobie.
- Nie ma tu nikogo na kim bym mogła zawiesić oko.. – stwierdziła z żalem.
- Jak to nie, masz tu bardzo ciekawy egzemplarz..! – powiedziałam entuzjastycznie wskazując na siedzącego niedaleko Leo. 
- O ta, ciacho z niego.. – mruknęła Jen, wywracając oczami. Pokręciłam głową z rozbawieniem, a nim się zorientowałam zasnęłam opierając głowę o niewielkie okienko. 
Obudził mnie ten sam, znudzony głos kapitana, który pomruczał pod nosem coś o lądowaniu. Przeciągnęłam się na fotelu, wyjrzałam przez okienko i stwierdziłam, że samolot wylądował. O tak, żyjemy! Kolejny powód do świętowania.

Wyjedziesz, potęsknisz i wrócisz.. A jak nie wrócisz, to zawsze zostanie Ci tęsknota..

Wysiedliśmy, a po kilku minutach znaleźliśmy się przed londyńskim lotniskiem. Wszyscy skołowani rozglądali się to na prawo, to na lewo, to na siebie.
- Em.. To dokąd teraz..? – zapytał niepewnie Eric.
- Pod tym adresem jest nasz hotel.. – powiedział Leo pokazując nam kartkę zapisaną jakimiś literkami i cyframi. 
- Super, tylko gdzie to jest..? – zniecierpliwiła się Jenny patrząc na chłopaków. Widząc, że jednak nasi supermani nie mają dziś ochoty do zabawy w bohaterów, dziewczyna postanowiła wziąć sprawy w swoje ręce. A raczej nogi, bo po chwili stanęła przy ulicy podciągając lekko swoją spódniczkę, ukazując przy tym swoje zgrabne nogi. Leo zagwizdał cicho, a ja zaśmiałam się widząc, jak od razu ktoś się zatrzymuje. Nie była to taksówka, jednak właściciel samochodu pod wpływem zalotnych spojrzeń Jennifer nie miał nic przeciwko dostarczenia nas do odpowiedniego hotelu. Był mały kłopot z upchnięciem walizek, ale od czego ma się nogi aby trochę w tym pomóc..?
Po niedługiej podróży wysiedliśmy przez budynkiem hotelu. Był on nieduży, lecz zadbany, a otaczał go schludny ogródek. Weszliśmy niepewnie do środka chcąc się zameldować. Wystrój był bardzo elegancki, choć typowo hotelowy. Ha, nawet tynk nie odpadał, żylandor wisiał nad sufitem dość solidnie, więc.. Jest dobrze. Leo postanowił wziąć na siebie obowiązek odebrania kluczyków, twierdząc, że on ma w sobie najwięcej uroku osobistego i daru przekonywania. Wszyscy grzecznie powstrzymali się od wybuchu śmiechu i oczekiwali na klucze. Leo chyba włożył w odbieranie klucza za dużo uroku, bo recepcjonistka w pewnym momencie uderzyła go w policzek i z niechęcią rzuciła kluczyk poczym odeszła z uniesioną głową kręcąc biodrami. Chłopak podszedł do nas rozmasowując obolałe od ciosu miejsce.
- Leci na mnie.. – stwierdził na co wszyscy zaczęli się śmiać. Dowiedzieliśmy się, gdzie znajdziemy drzwi pokoju 666 (no lepiej  trafić nie mogliśmy). Otworzyliśmy je niepewnie i ujrzeliśmy pokój urządzony w typowo hotelowym stylu. Znajdowały się tam 4 łóżka, co przyprawiło mnie o dreszcze gdy dotarło do mnie, że mam spać w jednym pokoju z tymi dwoma zboczeńcami. Nie mogłam jednak narzekać, gdy pojawiła mi się w głowie optymistyczna myśl: dobrze, że łóżka są jednoosobowe.
Wszyscy rozejrzeli się dokładnie po pomieszczeniu poczym każdy rzucił się na inne łóżko chcąc je sobie przywłaszczyć. Gdy już udało nam się uporać z przydzieleniem szafek i innych takich, postanowiliśmy zostać w pokoju, jakoż było już późno, a nikt obecnie nie wyrażał entuzjazmu wobec zwiedzania, lub innych form szukania rozrywki w Londynie. 
Usiadłam już w piżamie na swoim łóżku z nadzieją, że położę się spać, ale nieee… Claudi ma tak inteligentnych kolegów, którym w główkach coś innego niż spanie. Eric wyjął ze swojej walizki kamerę poczym oświadczył nam, że zrobi wideo dziennik. Na początki nie byłam przekonana co do tego pomysłu, jednak zgodziłam się aby potem mieć się z czego pośmiać. Chłopak włączył kamerę i zaczął wygłaszać do niej jakąś mowę powitalną. Ziewnęła przeciągle poczym położyłam się na łóżku. Nagle obok mnie położył się Leo i przytulił się do moich pleców.
- Nie wiem jak Wy, ale ja śpię z Claudi.. – oświadczył. Uniosłam brwi wysoko do góry poczym walnęłam go z łokcia w brzuch, tak że ten zaczął zwijać się z bólu i sturlał się z łóżka na podłogę, co oczywiście zostało zarejestrowane przez kamerę Erica – Boli.. – chłopak jęknął cicho zwijając się z bólu. 
- Trudno, ja tam mam kogo przytulać.. – wytknęłam mu język wskazując na miśka którego zabrałam ze sobą. To nie wymaga jednak komentarza..
- Zapamiętać: Nigdy nie przytulać Claudine nie założywszy uprzednio zbroi.. – mruknął Leo podnosząc się z podłogi. Pokręciłam głową patrząc na niego z lekkim rozbawieniem poczym opatuliłam się szczelnie kołdrą aby nikt nie mógł mnie w nocy przytulić, obmacać, rozebrać, uderzyć, wycałować, dotykać lub wykonać na mnie inną formę kontaktu fizycznego. Reszta moich towarzyszy również położyła się spać, wyraźnie zmęczona po podróży. Nie minęło dużo czasu, a słyszałam już tylko równe oddechy dobiegające z różnych stron pokoju, aż sama w końcu zasnęłam przytulając do siebie maskotkę.

To jest wtedy, gdy myśli się o głupotach, a szczęka boli od uśmiechu. To jest dopiero prawdziwe, beztroskie szczęście..

Następnego dnia zbudziła mnie poranna krzątanina moich współlokatorów. Dowiedziałam się, że zajęcia zaczynają się o 10, więc zostało mi sporo czasu na spokojne przygotowanie się i wmuszenie w siebie trochę śniadania. Postanowiliśmy pójść pieszo, aby obejrzeć trochę okolicę. Nikt mnie nie słuchał gdy mówiłam, że to zły pomysł, a w ostateczności i tak nie wiedzieliśmy gdzie jesteśmy. Udało nam się jednak dogadać z jakimiś przechodniami, którzy wytłumaczyli nam na jakiej ulicy znajduje się szkoła. Udało nam się nawet zdążyć na czas. Wpakowaliśmy się dość niepewnie do dużego budynku, gdzie wewnątrz od razu uderzyła mnie straszna estetyka i dbałość o porządek. Czułam jak ściany mówią do mnie: ,,Reguły to postawa, przestrzegaj etykiety, bla, bla, bla..’’ Miałam jednak wewnętrzną nadzieję, że nauczyciele nie okażą się być tak zasadniczy.  
Znaleźliśmy się w dużej Sali ćwiczeniowej. Czekali tam już inni studenci z różnych szkół z całego świata. Niepewnie uśmiechnęłam się do zgromadzonych i razem z resztą mojej ‘’ekipy’’ usiedliśmy na krzesłach. Do pomieszczenia nagle wszedł mężczyzna. Na około lat 25, długie czarne włosy, roztargniony wzrok i koszula która dawno wyszła już z mody. Sprawiał wrażenie typowego poety i marzyciela. Wydawał się być tajemniczy, a zarazem inteligentny w swym milczeniu, gdy stał bez słowa spoglądając bystrym wzrokiem po twarzach zgromadzonych. 
- Witam, nazywam się Anthony Black i przez następny tydzień będziemy spotykali się tutaj codziennie, po jakieś myślę.. 5 godzin. Wierzę, że nie bez powodów zostaliście tutaj wybrani. Wprowadzę Was w zaawansowany świat teatru, poznacie wiele sztuczek, które mogą się Wam przydać.. Uczę szybko, a jeśli ktoś nie nadąża lub nie daje rady, wypada.. – oświadczył.
- Stanowczy, lubię takich.. – mruknęła Jennifer pół żartem, pół serio. Zaśmiałyśmy się cicho, a wykładowca zmierzył nas głębokim, pogardliwym spojrzeniem.
- Ci co sobie lekceważą, ukazują również, że nie chcą lub nie powinni tutaj być.. To nie jest przedszkole.. Nie chcę aby nasze lekcje wyglądały jak w wojsku, jednak pewne zasady muszą zostać zachowane, jasne..? – zapytał na co część zgromadzonych odpowiedziała mu cichym potaknięciem. 
Pierwsza lekcja była lekcją jak on sam twierdził, lekka. Pan Black przyglądał się każdemu z osobna, oceniając w myślach nasze krótkie wypowiedzi w których mieliśmy powiedzieć ‘’coś o sobie’’. Gdy przyszła kolej na mnie przedstawiłam się niepewnie, czując na sobie przenikliwy wzrok wykładowcy. Czułam jakby chciał wyssać ze mnie wszystkie cechy i umiejętności, aby dokładnie przebadać każdą z nich. 
Na początek od razu postanowiono nas pod ścianą sztuki improwizacji. Każdy dostał inną scenkę, którą musiał sam zaprezentować. Wykładowca zapewne chciał poznać przynajmniej przedsmak naszej gry i stylu. Mnie akurat trafiła się scena samobójcza, czyli coś w czym jestem nie do pobicia. Otrzymaliśmy również krótki tekścik do własnej interpretacji. Z tym niby miało obejść się bez większych problemów, jakoż to miała być własna interpretacja, to każdy czytał jak chciał. Cały czas jednak ktoś zostawał zatrzymywany, gdyż pan Black wtrącał, że: ,,To jest własna, lecz publiczna interpretacja która podlega ocenie. Nie hamuję Waszej kreatywności, ale wiem, że drzemie w Was coś więcej’’. 
Po pierwszym dniu zajęć, pomimo metod wychowawczych naszego wykładowcy, nie zniechęciłam się ani trochę. Wręcz spodobała mi się jego stanowczość i może nawet lekka władczość.. No i rozbroił mnie komentarz Jennifer..
- Ciekawe, czy w łóżku też jest taki władczy..? – to oto pytanie zadała od razu po wyjściu z Sali.

Podobno milczenie jest złotem.. do szczęscia nie potrzebuję złota..

Do dyspozycji zostało nam jeszcze pół dnia, a nikt nie chciał zmarnować z tego wyjazdu ani trochę. Postanowiliśmy zaczerpnąć trochę londyńskiej kultury, popodziwiać zabytki oraz poznać ciekawych ludzi. Czyli inaczej, w języku bardziej Leo:
- Chodźcie znajdziemy jakieś kluby, pogłupczymy trochę, albo powyrywamy laski, lub facetów, jak kto woli. 
Czasami zadaję sobie w myślach pytanie: ,,Leo, why?’’. Ciekawe, czy też: ,,For money’’? 
Pomimo głupiej koncepcji naszego kolegi wszyscy zgodzili się zgodnie, że nie mają zamiaru zwiedzać. Eric chodził i terroryzował wszystko co napotkał na swej drodze kamerą. Jen co chwilę zatrzymywała się badając dokładnie każdego napotkanego faceta. Co jakiś czas zostałam zapytana, czy według mnie dany osobnik nie ma za długich włosów, lub zbyt obciachowego swetra, ale do tego ograniczył się mój wkład w rozmowę.
Po dość długim czasie chodzenia i marudzenia z powodu bólu nóg stwierdziliśmy, że nie ma tu nic ciekawego. Tak wiem, londyńczycy nas za to zabiją. 
Szliśmy powoli ulicami, gdzie w pewnym momencie minęliśmy chłopaka, który siedział i śpiewał jakąś piosenkę. A raczej, chcieliśmy go minąć, ale Jenny musiała się zatrzymać, aby ocenić go w skali od frajer, poprzez ofiara, a może być aż do ciacha. Kiedy uzyskał już rangę ciacha Jen postanowiła zostać tam trochę dłużej. Chłopacy postanowili jednak się oddalić, a ja biedna zostałam zmuszona do zawarcie głębszych znajomości z ulicznym grajkiem. Moja towarzyszka zagadała do niego, lecz on nie wydawał się być zainteresowany. Nagle poczułam jak z nieba kapią pojedyncze krople deszczu. Z upływem sekund kapało ich coraz więcej, aż w pewnym momencie lunęło. Padała tak mocno, że nie widać było co się dzieje. Straciłam z pola widzenia chłopaków, Jenny złapała mnie za rękę, abyśmy i my się nie rozdzieliły. Szybko podbiegłyśmy pod daszek jakiegoś budynku, całkowicie przemoczone i zmarznięte. Czułam jak Jennifer drży, ale ze mną wcale lepiej nie było. Wyjęłam telefon chcąc zadzwonić do Leo, lecz jak się miło okazało – brak zasięgu. Czekałyśmy cierpliwie aż to wszystko się skończy, ale nieee… Pogoda miała inne plany. Padało i padało i przestać nie chciało. Nagle drzwi za nami otworzyły się i usłyszałyśmy znajomy głos męski:
- A co panienki robią tutaj o tej porze..? – zapytała osoba, a my odwróciłyśmy się szybko i zobaczyłyśmy pana Black’a. Nie wiedziałam, czy mam odetchnąć z ulgą, czy raczej wręcz przeciwnie. Szczerze, ten człowiek trochę mnie przeraża. 
- My tak właśnie.. Em… spacerowałyśmy i tak padać zaczęło i.. E.. – zaczęłam się jąkać licząc, że mężczyzna wyskoczy z czymś w stylu: ,,Dykcja Claudine, pamiętaj o dykcji i nie jąkaj się gdy scena tego nie wymaga!’’. Nic jednak takiego nie powiedział. Uśmiechnął się. Chyba po raz pierwszy w naszym kierunku.
- Chcecie może wejść do środka..? Inaczej zmarzniecie.. – zaproponował.
- Nie, dziękujemy / chętnie! – odparłam jednocześnie z Jennifer, z czego mi nie podobał się ten pomysł, a mojej towarzyszce wręcz przeciwnie. Pan Black spojrzał na nas skołowanym jednak twardym spojrzeniem i gestem ręki zaprosił nas do środka. Dobra, raz się żyje. Niepewnym krokiem weszłam razem za rozentuzjazmowaną Jen. Nie czułam się tam zbyt pewnie. Mieszkanie wykładowcy było duże i luksusowe, chodź w jakiś sposób mroczne i tajemnicze. Czułam tam pewien niepokój, nie mogłam jednak zidentyfikować skąd to się bierze. Na wejściu przywitał nas kot. Stary, szary zwierz, praktycznie bez życia miał na swej chudej szyi obróżkę napisem: ,,Pan kuleczka’’. Przemilczę. Z geometrii nigdy dobra nie byłam, ale to nawet w przenośni kuleczki nie przypomina.
Weszłam dalej do przestronnego salonu, gdzie stały stare, jednak dobrze utrzymane meble. 
- Jenny, ja się stąd zmywam.. – mruknęłam.
- Oj daj spokój, przecież to nie jest żaden gwałciciel.. – odparła Jen wywracając oczami. No a niby skąd ona może to wiedzieć?! Różne zboki łażą po tym świecie!
Usiałyśmy na kanapie, a mężczyzna podał nam ręczniki uśmiechając się do nas lekko. Po chwili sam zajął miejsce na fotelu bacznie się nam przyglądając. Nie tym samym nauczycielskim spojrzeniem, lecz jak ludź na ludzia. Rozmowa nie za bardzo się nam kleiła, ale po jakimś czasie udało się nam znaleźć jakieś tematy. Muszę przyznać, że dobrze się z nim rozmawia. Jest to człowiek inteligentny i doświadczony… Nareszcie jakaś odmiana. Z czasem zaczął częstować nas winem (a później nie tylko tym). Hm.. Jeden kieliszek przecież nigdy nikogo nie zabił. Dzięki temu jednak rozmowa stała się bardziej swobodna.. Dla Jenny chyba aż zbyt swobodna, bo przeszła na takie tematy o których z nauczycielem nigdy nie śmiałabym rozmawiać. On nic jednak sobie z tego nie robił. Spokojnie mówił o swoich związkach, a mi szczerze po kilku kieliszkach różnicy nie robiło o czym on gada. W końcu, wszystko jest dla ludzi.. Jen rzucała wykładowcy dziwne, ogniste spojrzenia. Gdybym była trzeźwa domyśliłabym się o co chodzi. Praktycznie usypiałam na tej kanapie. W ramach barku zajęcia poszłam do łazienki. Gdy wróciłam zobaczyłam Jennifer i nauczyciela na dość rozbudowanym etapie zbliżenia fizycznego. Zrobiłam wielkie oczy i stałam dalej jak słup soli nie wiedząc co zrobić. Dostrzegłam jednak, że dziewczynie średnio się to podoba. 
- Ej, zostaw ja! – zawołałam gdy się otrząsnęłam poczym spróbowałam odciągnąć mężczyznę od znajomej. On spojrzał na mnie pogardliwie i kontynuował dobieranie się do Jen. Widziałam jej rozpaczliwe spojrzenie. Wzięłam lampę stojącą na stoliku i przywaliłam facetowi prosto w głowę. Ten stracił przytomność i upadł na podłogę. Złapałam Jenny za rękę i wybiegłyśmy z jego mieszkania. No pięknie, warsztaty dopiero się zaczynają, a ja już zdążyłam doprowadzić wykładowcę do nieprzytomności! Szybko zadzwoniłam do Leo, a ten wyczaiwszy skądś samochód przyjechał po nas. A potem już tylko spowiedź przed kolegami i długa lekcja odpowiedzialności oraz poranny ból głowy.
Na wykłady chodziliśmy jednak nadal. Nauczyciel zachowywał się jakby nic się nie stało. Hm.. może przez to uderzenie w głowę nic nie pamięta..? W każdym razie, traktował nas na równi z innymi uczniami, choć widziałam coś dziwnego w jego oczach gdy spoglądał w naszym kierunku. Mimo to jednak, warsztaty mijały dość spokojnie. Jednak warto było przyjechać. 
Oczywiście wyjazd nie opierał się tylko i wyłącznie na chodzeniu na zajęcia. Zdarzały się chwilę kiedy z braku zajęcia dopadała nas głupawa, jak i również momenty, gdzie jedyna myśl jaka pozostawała w głowie to: Chcę do domu.
Tęskniłam za Joe i niekiedy zdarzało mi się odliczać godziny do powrotu do Nowego Jorku. Gdy dzwoniłam jak na złość było zajęte. Moi koledzy jednak nie pozwolili mi pogrążyć się w tęsknocie. Dnia już piątego, po zajęciach siedzieliśmy w pokoju jakoż deszczowa pogoda nie pozwalała nam na nic więcej. Od pewnego czasu mam uraz do deszczu.. Leo w pewnym momencie wskoczył na stół gdy usłyszał melodię rozpoczynającą piosenkę If I  eper see your face again, poczym zaczął śpiewać trzymając z ręku pilota od telewizora, który teraz posłużył jako mikrofon

Now as the summer fades, I let you slip away 
You say I’m not your type, But I can make you sway. 
It makes you burn to learn, you’re not the only one 
I’d let you be if you put down your blazing gun.

Eric jak zwykle to nagrywał, a widząc brak chętny do wcielenia się w głos kobiecy również wskoczyłam na stół trzymając w ręku prostownicę do włosów Jennifer i zaśpiewałam przesadnie kręcąc przy ty biodrami

Now you’ve gone somewhere else, Far away 
I don’t know if I will find you (find you, find you). 
But you feel my breath, on your neck 
Can’t believe I’m right behind you (right behind you).

A dalej już ‘’śpiewaliśmy’’ razem spoglądając sobie zalotnie w oczy i wykonując coś w stylu tańca godowego. Taki trochę striptiz bez rozbierania. Oczywiście, to była tylko gra..

‘Cause you keep me coming back for more (Coming back for more)
And I feel a little better than I did before 
And if I never see your face again, I don’t mind 
‘Cause we got much further than I thought we’d get tonight

Nie dotrwaliśmy jednak dalej bo Leoś dostał napadu śmiechawki. O tak, świat na pewno kiedyś o nas usłyszy.  Udało nam się coś tam jeszcze pośpiewać, albo chociaż ‘’tańczyć’’  a na końcu chłopak wziął mnie na ręce, odchylił do tyłu co wyglądało jakby mnie całował. 
- O tak, filmy dla dorosłych! – zawołał Eric – Jeszcze, jeszcze, jeszcze, jeszcze! – oświadczył jak małe podekscytowane dziecko, na co Leo puścił mnie a ja upadłam na stół i zaczęliśmy zwijać się ze śmiechu.
- To mój drogi po 24.. – oświadczyłam podnosząc się ze stołu. 
- Buu.. – usłyszałam w odpowiedzi. 
Wbrew temu co powiedziałam, nie było później żadnych mocniejszych scen z moim udziałem, chodź Leo wyraźnie się o to prosił. Zarobił w łeb i poszedł spać. A bynajmniej położył się na łóżku z miną pt. ,,Nie odzywam się do Was!’’
Jennifer przyczepiła się do mnie abym pomalowała jej paznokcie. Tak, tylko żeby je malować, trzeba najpierw umieć to robić. W pewnym momencie na jakimś kanale muzycznym pojawiła się niejaka Shakira. Afro-amerykanka wstała i pociągnęła mnie za rękę oświadczając, że nauczy mnie tańca brzucha.
- Ee… – skomentowałam – Opary z tego lakieru chyba uszkodziły Ci mózg.. – stwierdziłam, a dziewczyna bez pytania podciągnęła moją bluzkę od piżamy do góry, tak, że widać było mój brzuch. Męska część towarzystwa jakby trochę się ożywiła. Chciałam usiąść z powrotem na łóżku, ale Jen nie dawała za wygraną.
- Oj Claudi, daj spokój, będzie fajnie.. – wyszczerzyła się –To wcale nie jest trudne – stwierdziła poczym pociągnęła mnie na środek pokoju. Zaczęła kręcić zmysłowo biodrami, a mnie kazała zrobić to samo. Zrobiłam dziwną minę, ale nie ruszyłam się ani trochę – Claudineee… Tobie po prostu brakuje pewności siebie – stwierdziła – Chociaż spróbuj.. – uśmiechnęła się zachęcająco poczym zaczęła pokazywać jakieś ruchy. Spróbowałam po niej powtórzyć, na po oczątku z gracją porównywaną do słonia, ale w końcu biodra zechciały mnie słuchać. Nie no, prawie jak Shakira. Szło mi całkiem nieźle, póki nie zobaczyłam, że Eric to nagrywa. Tym razem on zarobił w głowę.
- Ha, nie tylko ja dostałem! – wyszczerzył się Leo – Claudiś jest agresywna.. ale biodrami rusza całkiem.. mrau.. – oświadczył ruszając sugestywnie brwiami – Nie bij, nie bij! – zawołał kuląc się na łóżku.
- Za jakie grzechy..? – zapytałam unosząc ręce ku górze.

A kiedy wrócisz powitam Cię znów.. Ale kiedyś znów odejdziesz, ja znów zapłaczę, ale Ty.. Wrócisz, prawda..?

Tak minęły jeszcze dwa pozostałe dni, aż wreszcie nadszedł czas powrotu. Wzbogacona o nowe umiejętności, doświadczenia i niekoniecznie potrzebne informacje wylądowałam na lotnisku w Nowym Jorku. Pożegnałam się z moimi towarzyszami i wróciłam do mieszkania. Ze zdziwieniem stwierdziłam, że stoi! O tak, mam gdzie wrócić. Weszłam niepewnie do środka. Dom był czysty.. aż za czysty, a w salonie siedziała Jeanne bawiąc się z Romkiem. 
- Claudi! – wyszczerzyła się wesoło na mój widok, poczym podbiegła do mnie rzucając się na moją szyję.
- Em.. Cześć Anne.. – przywitałam się z nią niepewnie gdy ona ściskała mocno moją szyję – Duszę się.. – stwierdziłam, a brunetka odskoczyła ode mnie – Wiem, że mnie kochasz, ale nie wiedziałam, że tęskniłaś tak bardzo.. – zaśmiałam się.
- No wiesz, jak Ciebie nie było, nie miałam kogo męczyć! – oświadczyła z wyrzutem – Dobra, chodź opowiadać jak było! – wyszczerzyła się i pociągnęła mnie do salonu – Poznałaś kogoś..? Byli jacy przystojni studenci..? A jakieś fajne miejsca..? – zaczęła mnie wypytywać. Pokręciłam głową z rozbawieniem. 
- Siostrzyczko, proszę, daj mi odetchnąć, co..? – poprosiłam śmiejąc się. Wtedy na moją walizkę wskoczyły koty, a najstarsze z nich rozdrapały ją tak, że zrobiła się wielka dziura.
- Witaj w domu.. – roześmiała się Jeanne.

Ale gdy już tęsknota wymiera… Musisz wrócić.. chyba, że już dawno zapomniałeś..

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz