Leżeli w cieniu wielkiego dębu na środku pięknie kwitnącejłąki. Wiatr tańczył pomiędzy długimi źdźbłami wysokich,żółtawych traw, roznosząc zapach polnych kwiatów pocałej okolicy. Cały ten krajobraz przyozdobiony był wspaniałymszumem wody, uderzającej o drobne kamienie, w strumyku nieopodal;kojącym śpiewem ptaków ukrytych gdzieś w koronie dębu orazcykaniem świerszczy skaczących gdzieś w trawach. Słońce powolichyliło się ku zachodowi, ale żadnemu z relaksującej się dwójkiwcale to nie przeszkadzało.
Chłopak objął ramieniem swojąmłodszą siostrę i westchnął przeciągle, zaniepokojona tymdziewczyna spojrzała na niego z niepokojem, a w jej idealniebłękitnych oczach błysnęła niepewność.
– Obiecaj mi, żechoćby nie wiem co, nigdy nie zrezygnujesz z marzeń, z tego cokochasz. – pogładził ją po włosach i uśmiechnął siępokrzepiająco.
Nie zrozumiała.
– Co jest dla Ciebienajważniejsze? – zapytał.
– Na razie Ty, jesteś moim bratem.Mam tylko Ciebie. – powiedziała takim tonem, jakby jego pytanie jąśmiertelnie uraziło.
– Gwiazdeczko. – pocałował ją w czoło.- Chodzi mi o marzenia, nie o ludzi. – wytłumaczył jej cierpliwie.
- Eliot. – jęknęła brunetka. – W ogóle nie rozumiem o co Cichodzi. – przez chwilę się nad czymś zastanawiała. – Mojemarzenie? Chcę mieć Lamborghini Murciélago LP640 Versace. -wyszczerzyła się szatańsko, a w jej głowie pojawiły się wizjewyścigów takim samochodem.
Chłopak roześmiał siępobłażliwie.
– To już mój prezent gwiazdkowy Ci niewystarcza? – zerknął na nią kątem oka.
– Eliot, ale to jestlimitowana wersja! Wyprodukowali tylko 10 takich samochodów! -wyjaśniła mu jakby sam o tym nie wiedział.
– Nie sądzę byudało mi się go dla Ciebie zdobyć, ale poszukam jakieś szybkieLamborghini. – znowu się roześmiał.
Uwielbiała jego śmiech, zawsze takbyło, lecz teraz ten dźwięk wywoływał u niej napadyspazmatycznego płaczu. Zaciskała zęby, ale to tylko delikatnietłumiło głośne jęki wydobywające się z jej gardła. Jej myślinie miały najmniejszego zamiaru przestać krążyć wokółnieżyjącego już chłopaka. Wspomnienia o nim rwały jej serce nadrobne kawałki, później gdy czas ułożył te puzzle zpowrotem, kolejna fala przeszłości ponownie niszczyła jej kruchyświat.
Podeszła do okna ocierając policzki z strumieni łez,jednak te nie dawały za wygraną mocząc jej koszulkę, niszczącmakijaż…Spojrzała na stojące przed domem samochody.
-Eliot! – pisnęła przeskakując z nogi na nogę. Pospiesznie minęłaswój gwiazdkowy prezent jakim było Porsche Carrera GT istanęła przed kolejnym samochodem. Był to kolejny samochód,szary metalik i tak jak obiecał Eliot jakiś czas wcześniej byłoto Lamborghini. Nie była pewna które konkretnie, ale nie byłoto w tym momencie ważne. Krążyła wokół samochodudokładnie go oglądając, wyglądał świetnie, może nawet lepiejniż to auto, które sobie wymarzyła.
– Dziękuję,dziękuję, dziękuję! – rzuciła się chłopakowi na szyję. – A coz Porsche? – zerknęła na niego unosząc ku górze brwi.
-No przykro mi kotku, teraz musisz szorować dwa auta. – powiedziałpoważnym tonem, jednak drgające kąciki ust zdradziły go.
Brunetkasprzedała mu kuksańca w bok i nadstawiła dłonie z anielskąminą.
– Oficjalnie przekazuję Ci, siostra – LamborghiniMurciélago LP640. – oświadczył oficjalnie Eliot i wybuchnąłśmiechem.
Brunetka stojącaw oknie wzdrygnęła się zaciskając boleśnie palce na parapecie.Już nie starała się hamować łez, to było bez sensu i całkowicieniewykonalne. Postanowiła. Koniec z marzeniami, sprzeda samochody,sprzeda dom, zamieszka w akademiku, będzie się uczyć i w końcuzostanie wspaniałym lekarzem, który będzie potrafiłuratować takich ludzi jak Eliot.
Zbiegła po schodachprowadzących na parter i wybiegła przez szklane, kuloodporne drzwiprowadzące do ogrodu.
– Seth! – przywołała do siebie jednego zochroniarzy strzegących posiadłości. – Znajdź mi kupców.Chcę pozbyć się tego złomu. – oświadczyła nieubłaganym tonem.Nagle jakieś przyjemne ciepło rozeszło się po jej ciele, jakbyrobiąc coś czego nie życzyłby sobie jej brat w jakiś sposóbodczuła jego obecność. Na jej zapłakanej twarzy pojawił sięcień uśmiechu.
– Albo… – zaczęła. – Porsche zostaje. -usiadła na masce czarnego samochodu. – Czymś muszę jeździć. -westchnęła głośno i wsiadła do samochodu. Chwilę późniejodjechała z piskiem opon, obsypując żwirem ulatującym spod kół,oniemiałego mężczyznę.
Zatrzymała się dopiero gdzieś naobrzeżach miasta. Nie było tam ruchu, więc zaparkowała na poboczui wyszła z auta siadając na masce i wpatrując się w ostatnie tegodnia promienie słońca.
Wyjęła z kieszeni zapalniczkę iodpaliła papierosa.
– Wiem. Nie lubisz, gdy się tym truje. -powiedziała sama do siebie kładąc się i patrząc w niebo.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz