wtorek, 7 kwietnia 2009

870. Nights of love

Lea stwierdziłaby, że zwariował, gdyby tylko wyznał jej, co zamierza zrobić. Nie przejmował się zbytnio, i tak wiedział, że siostra będzie się cieszyć jego szczęściem. Już wszystko miał zaplanowane, potrzebował tylko Arys. Jak zwykle przyszedł po nią po koncercie. Zaszedł ją z tyłu, prosząc w myślach by Eris czyjakjejtambyło go nie zdradziła i zakrył jej oczy.
- Dobry wieczór – odezwał się głębokim głosem.
Arys uśmiechnęła się szeroko, wiedziała kto tak perfidnie zasłonił jej oczy, a skąd? Proste, tylko jedna osoba ma tak charakterystyczne perfumy i jedna dłonie, które poznałaby wszędzie; nawet Eris nie musiała zaszczekać, by poznała chłopaka.
- Witam pana – mruknęła z uśmiechem.
Chłopak nachylił się i ucałował dziewczynę w policzek.
- Jak tam koncert? – spytał machinalnie, chwytając jej dłoń.
- Udany, w końcu się nie pomyliłam tam, gdzie zawsze się mylę, wiesz? – Eris szczeknęła krótko, najwyraźniej oburzona, że o niej zapomniano.
Noah zaśmiał się i poklepał psinę po łbie.
- Masz jakieś plany na weekend? – spytał po chwili.
- Jeśli planowane pomalowanie mieszkania, no właściwie sypialni i to przez mojego kochanego malarza można nazwać planem na weekend, to tak. A co?
- A mogłabyś to przełożyć…?
- Malarz nie da rady? – spytała wesoło, zaciskając mocniej palce na jego dłoni.
- Malarz chciałby zabrać swoją klientkę na małą wycieczkę. Co ty na to?
Arys na chwilę zaniemówiła i zmarszczyła tylko brwi; nie spodziewała się takiej propozycji, co nie przeszkodziło jej ucieszyć się na tę wieść.
- Chętnie, ale gdzie? – mruknęła, a jej wyobraźnia podsunęła jej malowniczą wysepkę.
- Niespodzianka – odparł wesoło.


***
     – Nienawidzę latać, wiesz? – mruknęła Arys, gdy razem z Noahem wysiedli w zupełnie nieznanym jej miejscu, gdzie do jej nosa docierały nowe zapachy, a do uszu nowe, choć znajome dźwięki – Zawsze mnie mdli… – dodała, gdy weszli do budynku lotniska. – Poza tym, wciąż nie wiem gdzie jesteśmy, chociaż czuję woń morza.
- Zobaczysz, kochana.
- Kiedy ja wolę wiedzieć gdzie jestem. Jakoś mi tak dziwnie było mówić rodzicom, w twojej obecności, na cudnym obiedzie, że mnie gdzieś wywozisz.
- Ale przecież ucieszyli się, że wyjedziesz na trochę z tego brudnego miasta.
- Tak, tu masz rację. Nawet im za bardzo nie przeszkadzało, że jadę z tobą. Polubili cię.
Noah uśmiechnął się do siebie. – Cieszy mnie to. – powiedział i zamówił taksówkę, która zawiozła ich do niewielkiego hotelu tuż nad morzem.
- Zaraz oszaleję… – jęknęła, jej wyczulone zmysły rejestrowały zapachy, dźwięki, a wszystko to pomału wywoływało u niej migrenę. Natłok i przerost wszystkiego, był za duży jak na nią, nie przywykła do takiego natężenia.
Noah zaśmiał się cicho i poprosił, by recepcjonistka zajęła się ich bagażami, po czym wziął dziewczynę za rękę i poprowadził na plaże.
- Dobra, koniec tego dobrego. Gdzie mnie wywiozłeś, że zapadam się w piachu i czuję słony zapach morza?
- Nad morze – odparł i roześmiał się. – Słyszałaś o Block Island?
- Chyba nie było mnie na tej lekcji geografii w szkole…
- Wyspa niedaleko Nowego Jorku. Niezbyt duża, ale idealna na krótki wypad za miasto, dla odprężenia się. – Objął ją mocno.
- Nie myślałam, że z ciebie taki romantyk, kochany – na jej ustach zagościł uśmiech, a jej dłonie powędrowały na jego ręce, splecione na jej talii – Opisz mi co widzisz – poprosiła.
Noah oderwał od niej wzrok i rozejrzał się wokoło. – W zasięgu wzroku widać jedynie nasz hotel i starą latarnie morską nieco dalej. Zaraz będzie zmierzchać, to pewnie ją włącza. Zabiorę cię do niej jutro. Czytałem, że ma jakąś wartość historyczną.
- Szkoda, że nie mogę tego zobaczyć – mruknęła, choć wciąż się uśmiechała – Ale cieszę się, że mnie tu zabrałeś.
- Kocham cię – szepnął jej do ucha.
- Ale ja cię mocniej.
Chłopak prychnął. – Wątpię – powiedział i poprowadził ją z powrotem do hotelu. – Chodź, chłodno się robi.
- Masz jeszcze dla mnie jakieś atrakcje na dzisiejszy wieczór? – spytała z łobuzerskim uśmiechem, idąc tuż obok niego.
- Romantyczna kolacje oraz upojna noc u mego boku. Pasuje? – wyszczerzył się.
- Co powiesz na upojne śniadanie, a kolacje sobie darujemy? – poruszyła zabawnie brwiami, próbując powstrzymać śmiech cisnący się jej na usta.
- Upojne śniadanie? Brzmi… dziwnie, i mało prywatnie – odparł zawiedziony Noah.
Arys słysząc jego słowa i uświadamiając sobie własną pomyłkę, wybuchnęła śmiechem i pociągnęła do w stronę pokoju, choć właściwie to on ją tam poprowadził razem z Eris.
- Musiałaś ją zabierać? – chłopak mruknął cicho, obejmując dziewczynę w talii. – Zero prywatności normalnie…
- Przywyknij, bo Eris zostaje ze mną na długie lata – odparła, a dożyca szczeknęła jakby na potwierdzenie jej słów.
- Ale ona mnie podgląda w łazience – poskarżył się i otworzył drzwi do ich pokoju.
- Wydaje ci się, kochany, wydaje ci się – odnalazłszy jego policzek, musnęła go ustami i zamknęła za nimi drzwi.
Noah tylko prychnął i porwał dziewczynę w ramiona, ignorując szczekanie Eris. A po chwili w pokoju zgasło światło.


***
     Następnego ranka po lekkim śniadaniu Noahowi udało się pozbyć Eris na kilka godzin, gdyż zachwycona psem hotelarka zgodziła się na pilnowanie dożycy. Tymczasem chłopak zabrał Arys do historycznej latarni morskiej. Już wcześniej załatwił z latarnikiem, że budynek będzie pusty. Sam opowiedział dziewczynie kilka faktów na jego temat.
- Chyba polubię morski wiatr i zapach morza… – mruknęła opierając się o barierkę na szczycie latarni.
- Wiesz… Możemy sobie kiedyś kupić taki domek nad morzem – powiedział szatyn opierając dłonie na obręczy po obu jej stronach.
- Aj, kusisz, kochany, kusisz – mruknęła z uśmiechem – Potem operacja i będę mogła zobaczyć ten nasz domek.
- I mnie – wyszczerzył się. – I z zachwytu znowu stracisz wzrok – dodał całkiem poważnie.
Arys słysząc to wybuchnęła śmiechem, a kiedy w końcu zdołała się opanować, mruknęła:
- Skromny jesteś, nie ma co.
- Jak zawsze – powiedział Noah; złapał Arys za rękę i odwrócił przodem do siebie. Gdyby widziała, na pewno zauważyłaby, że jest zdenerwowany.
- Hm? – mruknęła, marszcząc lekko brwi; chociaż nie widziała, usłyszała jak głos mu drży – Co jest?
- Arys… – chłopak odetchnął głęboko by się trochę uspokoić. Sięgnął dłonią do tylnej kieszeni spodni i uklęknął przed dziewczyną, trzymając w ręce małe pudełeczko.
- Tak?
- No… żebyś miała większy obraz sytuacji to powiem, że właśnie przed tobą klęczę. I jest super romantycznie do tego. Widok z tej latarni jest niesamowity… I ten… chciałem spytać… Czy wyjdziesz za mnie? – Noah zamilkł zastanawiając się czy nie przesadził. Ujął obie jej dłonie w swoje ręce i czekał.
A Arystea? Stała przed nim zupełnie nie wiedząc co ma zrobić. Nie spodziewała się, chociaż skrycie o tym marzyła, jednak nie przypuszczałaby, że Noah się na to zdobędzie. Nie mogąc powstrzymać uśmiechu cisnącego się na jej usta, uśmiechnęła się szeroko, czując jak pod powiekami gromadzą się jej łzy i uklęknęła przed chłopakiem, co już samo przez się, mówiło jaka będzie jej odpowiedź.
- Noah, ja… – zamilkła na chwilę, by opanować drżący od emocji głos, a po chwili zamiast się odezwać, musnęła wargami jego usta.
Szatyn odetchnął z ulgą. – Zakładam, że to znaczyło, że tak… – mruknął, wtulając twarz w jej włosy.
- Tak, tak, tak, tak… – wyszeptała mu do ucha, przytulając go jednocześnie.
Chłopak uśmiechnął się szeroko i ucałował Arys w policzek, po czym ujął jej dłoń i wsunął na jej serdeczny palec pierścionek. – To teraz oficjalnie jesteś moja – wyszczerzył się.
- Swoja własna, ale myślę, że się z tobą podzielę – zaśmiała się, czując na palcu zimny metal. – Ciekawe co na to mama, chyba dostanie zawału.
- Leusia też – zaśmiał się. Objął Arys w pasie i razem z nią się podniósł.
- A to ona nic nie wie?
- Nie, ale się dowie – odparł Noah wielce zadowolony z siebie.
- Kocham cię, wiesz? – mruknęła, przesuwając kciukiem po jego brodzie.
- I ja kocham ciebie.


***
     – Nie chcę stąd wyjeżdżać. Przez te dwa dni chyba się rozleniwiłam – Arys drapała za uchem Eris, która trzymała wielki łeb na jej drugiej dłoni, a Noah w tym czasie pakował ich bagaże do taksówki, która miała ich zawieść na lotnisko.
- No strasznie się rozleniwiłaś. Widziałem jak powrzucałaś ubrania do walizki – powiedział.
- Świnia jesteś, wiesz o tym?
- Ale i tak mnie kochasz – odparł spokojnie i otworzył jej drzwi taksówki.
- Jesteś pewny? – spytała, wpuszczając do środka najpierw Eris, a potem sama się obok niej usadowiła.
- Oczywiście – oburzył się i zepchnął Eris z siedzenia.
Dożyca warknęła niezadowolona i jakoś zdołała się ułożyć w samochodzie, choć kierowca zacmokał pod nosem.
Noah mruknął coś pod nosem po portugalsku i usadowił się w miarę wygodnie; po kilku minutach już byli na lotnisku.
- Przypomnij mi raz jeszcze, czemu nie wybraliśmy statku? – mruknęła Arys, słysząc pośpieszne kroki i donośne głosy.
- Bo rejs zająłby dobę, a nie godzinę?
- Ej, bo pomyślę, że doba w moim towarzystwie to dla ciebie za dużo, kochany.
- Oj kochanie. Wolę tę dobę wykorzystać w naszej sypialni niż na kołyszącym się statku.
Arys roześmiała się i szturchnęła go łokciem w brzuch, choć chciała trafić w bok – I co ja z tobą mam…
- Same przyjemności – wyszczerzył się.
Kobieta zbyła jego słowa milczeniem i popchnęła w stronę drzwi prowadzących na lotnisko, gdy taksówkarz został opłacony.
Godzinę później ich samolot, z nimi na pokładzie już startował. Lot przez dłuższą część czasu był spokojny, jednak gdzieś nad morzem, odgradzającym wyspę o stałego lądu zaczęło się coś dziać.
Nagłe turbulencje wstrząsnęły całym samolotem. Nad wszystkimi fotelami wyświetliły się informacje by zapiąć pasy i zająć swoje miejsca, a w głośnikach zamiast łagodnej muzyki rozbrzmiał głos kapitana.
- Szanowni państwo, mówi kapitan samolotu. Właśnie znaleźliśmy się w niespodziewanym paśmie chmur burzowych, które będziemy musieli postarać się wyminąć. Nie spodziewamy się żadnego zagrożenia, ale bardzo proszę o możliwe pozostanie na swych miejscach. Czas przylotu na lotnisko w Nowym Jorku nie powinien się zmienić. Dziękuję za uwagę.

[na ciąg dalszy zapraszamy w nocie Lei]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz