czwartek, 9 kwietnia 2009

879. Pomyłka.

Właśnie przeglądałem czasopisma dekoratorskie, gdy usłyszałem pukanie do drzwi. Zakładałem, że to ktoś do taty. Był tak dobrym psychologiem, że ludzie nawet w domu nie dawali mu spokoju.Niestety osoba, która właśnie dobijała się do drzwi musiała zadowolić się moim wytłumaczeniem, że ojciec wyszedł na spotkanie służbowe.Otworzyłem drzwi naszego mieszkania i ze zdziwieniem stwierdziłem, iż jest to nasza sąsiadka.
 - Dzień dobry. – powiedziała starsza pani – Wydaje mi się, że listonosz przez przypadek wrzucił Państwa list do mojej skrzynki. Proszę. – wytłumaczyła mi i podała grubą kopertę z adresem zwrotnym New York College’a.
 - Dzięki. – odpowiedziałam staruszce i sztucznym uśmiechem pożegnałem ją.
Gdy tylko zamknęły się drzwi, jednym ruchem rozerwałem kopertę i wyjąłem jej zwartość. Tak! Dostałem się! Nie miałem z kim podzielić się tą radosną wiadomością. Tata pracował, a z mamą miałem spotkać się dopiero za jakieś 3 miesiące. Była gdzieś w Europie ze swoim nowym facetem.
Dlaczego chciałem przenieść się do NYC’a? Cóż. Mój uniwersytet nie miał tak rozwiniętego wydziału architektury, a tylko z nią wiązałem swoją przyszłość. Nasadziłem słuchawki na uszy i puściłem za fulla swój ulubiony hip – hop. Pakowanie zacząłem od wszystkich gazet wnętrzarskich, które znalazłem w domu. po czym odszukałem wszystkie notatki i szkice wnętrz, jakie udało mi się zrobić na obecnym uniwersytecie. Na kolejny ogień poszły komiksy, które czytałem wtedy,gdy nie robiłem czegokolwiek związanego z architekturą.
Przeprowadzanie była trudna. Chociaż mieszkałem w Nowym Jorku, A College znajdował się tylko kilkadziesiąt przecznic dalej, to postanowiłem zamieszkać w akademiku. Powiem prawdę, że nie robiło mi to większej różnicy,ponieważ i tak zwykle siedziałem w domu sam. Tata był pracoholikiem, a o mamie nie za wiele wiedziałem. A tak chociaż miałem być pośród ludzi.
Gdy tata wrócił do domu, ja byłem całkowicie spakowany. Sąsiadka musiała sporo zwlekać z przekazaniem listu, bo od jutra miałem zacząć naukę w New York College’u. Gdy powiedziałem mu, nieco zobojętniałym tonem, że zdałem, ten pogratulował mi, kazał być grzecznym chłopcem i nie zaczepiać dziewczynek. Nie wspomniał nic o tym, że się wyprowadzałem.Włączył tylko telewizor i zaczął oglądać jakiś nudny dokument psychologiczny. Zdegustowany wróciłem do pokoju. Dopakowałem do dużej torby jeszcze trochę rzeczy, które wpadły mi w ręce i poszedłem spać.
Następnego dnia, który był równocześnie dniem mojej przeprowadzki. taty nie zastałem w mieszkaniu. Zauważyłem za to, że do lodówki przyczepiona jest poniższa notatka:

„Wybacz,musiałem dziś wcześniej dziś do pracy. Weź sobie taksówkę. O czesne się nie martw. Pokryję je. W kopercie znajdziesz pieniądze na przejazd i przetrwanie. Nie zawracaj sobie głowy mamą. Powiem jej, że przeniosłeś się do NYC – tata.”

Zgniotłem obojętnie kartkę i wsadziłem ją sobie do tylnej kieszeni spodni, pieniądze przełożyłem m do portfela, a kopertę schowałem na wszelki wypadek. Tata zawsze chciał być dobry. Chciał udawać przykładnego ojca, ale powiedzmy sobie szczerze: marnie mu to wychodziło.
Rodzice rozwiedli się gdy miałem 7 lat. Wtedy z ojcem przeprowadziłem się do NY. Od tamtej pory nieco zobojętniałem i zbuntowałem się, ale nie byłem trudnym dzieckiem.
W oczekiwaniu na taksówkę zapaliłem papierosa i powoli wdychając dym myślałem o tym, kogo spotkam, z kim uda nawiązać bliższy kontakt, a kogo do siebie zniechęcę.
W końcu taksówka podjechała. Wrzuciłem torbę i plecak do bagażnika, po czym usiadłem obok kierowcy.
Po40 minutach stania w porannych korkach, dotarłem wreszcie do celu.Odebrałem od recepcjonistki klucz. Mój pokój znajdował się gdzieś na drugim piętrze. Wciągnąłem do niego bagaże. Było tu całkiem przyjemnie.Łóżko, biurko, lampka, fotel…
Postanowiłem zejść jeszcze raz do portierni i wziąć te wszystkie informatory na temat uczelni.Wsadziłem e do kieszeni i ruszyłem w stronę schodów na górę.

  

Lee Brown,

20 lat,

student NYC 

na wydziale architektury

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz