sobota, 14 stycznia 2012

1858. Człowiek się starzeje, ciało marszczy, a oczy pozostają niezmienne

    Są takie wydarzenia w życiu, które sprawiają, że człowiek chce lub musi zmienić swój system wartości. Dla niektórych jest to okres mijający bardzo szybko, zdawałoby się, że krótszy niż mrugnięcie okiem, dla innych jest to długotrwały proces pełen trudnych spraw i ciężkich decyzji, które trzeba podjąć. Czasem jest on przyjemny, czasem modli się tylko o to, żeby minął. Dla Alexandra Colemana czas ten uplasował się dokładnie pośrodku.

            Niegdyś szanowny pan Alex był przykładem klasycznego kobieciarza. Tak. Nigdy mu niczego brakowało, potrafił oczarować jednym uśmiechem, spojrzeniem czekoladowych tęczówek czy też kilkoma zbyt wiele nieznaczącymi słowami. Alex był przystojny, Alex był uroczy. Kobiety lgnęły do niego, spragnione jego obecności, głosu, dotyku. A on? On używał ile wlezie, a jego dni przepełnione były alkoholem i coraz to nową towarzyszką. Do czasu…

            Moi drodzy, jak to bywa w życiu, pewnego razu przed nim pojawiła się kobieta. Szczególna, trzeba przyznać, bo szybko zainteresowała pana Colemana, wyjątkowa, bo nie dała się urokowi szanownego młodzieńca, specjalna, bo szybciutko owinęła go sobie wokół palca. Miał wtedy dwadzieścia lat i niedawno rozpoczął studia informatyczne.

            Można powiedzieć, że trafił swój na swego. Oboje piękni, oboje zadziorni, oboje walczący zaciekle do końca tylko po to, by pokazać tej drugiej osobie kto jest lepszy. Przyznać trzeba, że była świetna. Wysoka, długonoga, z zalotnym spojrzeniem i powalającym uśmiechem. Bitwy słowne były dla niego przyjemnością. Lubiła się z nim drażnić, lubiła go denerwować, doprowadzać do białej gorączki, żeby zaraz szybko go zgasić. A on podążał za nią ślepo, wpatrzony jak w obrazek. I choć nie chciał tego przyznać, ona już dawno całkowicie go sobie podporządkowała. Wszystko jednak nie poszło zupełnie tak, jak tego chciał.

            Miał wobec niej plany. Wielkie plany, o które sam siebie nigdy by nie podejrzewał. Wystarczył jednak jeden wieczór zakrapiany alkoholem, chwila zapomnienia i wszystko legło w gruzach niczym domek z kart. Ona zniknęła, żeby dziewięć miesięcy później zaskoczyć szanownego Alexa pukaniem do drzwi. Nie zastał tam jednak jej, a dwójkę niemowlaków, kilka potrzebnych rzeczy i obszerny list zaadresowany do niego.

            Wtedy to właśnie jego życie obróciło się o sto osiemdziesiąt stopni.

            Z początku wszystko było dla niego bardzo trudne. Niespodziewane ojcostwo, brak matki dzieci, studia, praca. A do tego jeszcze bliźniaki! Życie w zastraszającym tempie zaczęło go przerastać, a on nie mógł zbyt wiele na to poradzić. Kompletnie nie potrafił się odnaleźć w nowej roli i gdyby nie jego siostra nie przetrwałby zapewne żadnej z tych rzeczy, która mu się przytrafiła.

            Jego podejście do całej sprawy zmieniło się wtedy, kiedy po bardzo długich i ciężkich egzaminach zaliczeniowych rok studencki, wrócił zmarnowany do domu, do swoich dzieci. Podszedł do nich do łóżeczka, a one słodziutko spały, rozkosznie wydymając policzki. Już miał odejść, kiedy oboje jak na komendę otworzyli oczka. Bez płaczu, bez niczego. Wpatrywali się chwilę w siebie, po czym na ich małych pyszczkach wyrosły najsłodsze uśmiechy jakie kiedykolwiek widział. Zdarzenie może małe, ale to ono stanowiło punkt kulminacyjny w życiu Alexandra.

            Lata studiów nie pamięta zbyt dobrze. Sam dokładnie nie wie jakim cudem w ogóle je ukończył. Jedyne co z tamtego okresu przychodzi mu do głowy, to pierwsze kroki maluchów, swoje własne podekscytowanie, kiedy tylko usłyszał ich pierwsze słowa, które oczywiście brzmiało „tata”. Pamiętał swój lęk przed zaprowadzeniem ich do przedszkola, naukę jazdy na rowerze, stłuczone kolana, pierwsze zęby, wspólne gotowanie i zasiadanie do stołu. Pamięta, kiedy jego córeczka podeszła do niego i przytuliła się do niego mocno, po czym powiedziała słodziutkim głosikiem:

- Tato, ty kłujesz! – stwierdzenie proste, ale wywołało wielki uśmiech u Colemana.

            Pamiętał, kiedy jego synek wrócił z przedszkola i poważnym głosem zażądał, żeby tato nauczył go grać w piłkę, a potem pamiętał jak długi ćwiczyli.

            Kiedy inni w jego wieku imprezowali, pili, on uczył się gotować, robić kucyki i warkocze. Inni wyrywali laski, on wychodził z bliźniakami na plac zabaw. To dla nich przestał palić, przestał pić, przestał przyprowadzać przypadkowe kobiety do domu. Stał się zupełnie innym człowiekiem. Czy żałował czegoś w swoim życiu? Nie. Nie zamienił by się z nikim. Owszem, było ciężko. Czasem tak bardzo, że nocami nie mógł spać. Musiał być jednak silny, dla nich. Nie miał zamiaru pozwolić, żeby kiedykolwiek cierpieli.

            Nigdy jednak nie pozwolił mówić o matce. Choć dzieciaczki były ciekawe, temat matki był tematem tabu i nic nie miało tego zmienić. Kto jak kto, ale Alexander Coleman był uparty i jak sobie coś raz postanowił, zdania nie miał zamiaru zmienić.

           

            Wypadałoby zadać pytanie, jak jest teraz? Teraz bliźniaki mają siedem lat, a sam Alexander dwadzieścia siedem. Zmężniał, nadal jest całkiem przystojny, ale kompletnie nie przejmuje się swoim wyglądem. Dba o swoje dzieci. Pracuje w firmie informatycznej jako programista i jest mu dobrze, bo często wcale nie musi nawet wychodzić do pracy. Mają psa, mały dom na przedmieściach. Jest dobrze.

            Ostatnio jednak wraz z bliźniakami przeżywał mały dramat. Wydarzenie wielkie i przejmujące. Otóż wreszcie zaczęli mieć do czynienia z prawdziwą szkołą. Nie taką, gdzie bawią się zabawkami, a szkoła, w której uczy się pisać, czytać i liczyć. Och, ile Alex się natrudził, żeby nad nimi zapanować.

            A co będzie teraz? Pożyjemy, zobaczymy.



Alexander ‘Alex’ Benjamin Coleman

Ur. 19 kwietnia

27 lat

Informatyk

 ZDJĘCIE



Benjamin „Ben” Fabian Coleman

i Susan „Suzie” Anna Coleman

ur. 19 września

7 lat

ZDJĘCIE

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz