Młoda blondynka pokręciła głową. Tak jak się spodziewała – jej matka zaczęła histeryzować na samą myśl o wyjeździe „ukochanej” córeczki. Josephine Castle była już czterdziestoletnią kobietą, która urodziła ją zaledwie w wieku szesnastu lat. Niewysoka, za to chorobliwie chuda. Wyglądała na wykończoną. Jej zmęczone, orzechowe oczy uporczywie lustrowały ją jakby chciały spłoszyć ją i zmusić do posłuszeństwa. Ubrana była w wełniany sweter i stare, wytarte dżinsy. Na nogach miała adidasy.
-Chyba nie zrobisz tego swojej matce, Louise. A tym bardziej swojej córce.- kobieta spojrzała na córkę wyczekująco, ale ona tylko pokręciła głową rozbawiona.
-Żartujesz sobie ze mnie? Mam tutaj zostać? W Chicago? Z tobą? Jakbyś nie zapomniała gdy odsiadywałam wyrok to nie chciałaś nawet zająć się Mary.- młodsza kobieta energicznie pokręciła głową. Nie dowierzała w to co słyszała. Jeszcze czego by jej tu brakowała. „Kochającego” tatusia po latach i jego nowej żony.
-To było dawno temu.- odpowiedziała po chwili Josephine. Jej włosy nie były już takie jak kiedyś. Naturalna blondynka, zamieniła swój kolor na ognistorudy, który wyglądał beznadziejnie w zastawieniu z jej bladą cerą.
-Dawno temu? Jakbyś nie zapomniała rok temu wyszłam i mam zamiar wyjść na prostą. Z twoją pomocą lub bez…
Louise wzięła Mary za jej drobną, dziecięcą rączkę. Mimo, że miała ledwie cztery latka wiele już rozumiała. Czasami aż za dużo. Po niej odziedziczyła zdecydowanie blond włosy, orzechowe oczęta i bladą cerą, a po swoim ojcu loki. Castle poprawiła torebkę i po chwili wzięła swoją córeczkę na ręce.
-Mamusiu. Gdzie jedziemy?- spytała cicho dziewczynka kładąc główkę na ramieniu swej matki. Nie była zmartwiona, była bardziej podekscytowana.
-Do Nowego Yorku, a co?- na twarz kobiety wpełzł lekki uśmiech, a po chwili jej usta uformowały się w dzióbek. Jej córeczka wygodniej ułożyła główkę na jej ramieniu, a palce wplątała w długie włosy swej mamy.
-A daleko to?- po chwili padło pytanie z ust Mary, która lekko pociągnęła kosmyki włosów Louise.
-Tak, daleko.- po chwili zastanowienia odpowiedziała blondynka. –Ale nie martw się. Mamusia jedzie z tobą i nie ma zamiaru ciebie zostawiać. Rozumiesz?- dziecko tylko podniosło głowę i pokiwało nią energicznie, na znak, że się zgadza z słowami dorosłej kobiety. Przecież nie mogła kłamać.
„Looking at my own reflection
When suddenly it changes
Violently it changes”
Castle narobiła sobie wiele problemów przez złe towarzystwo. Narkotyki były zaledwie początkiem jej drogi ku samo destrukcji, ale pojawiło się małe światełko w tunelu, które ją uratowało. Nim właśnie dla niej była Mary. Ucałowała leżącą już w łóżeczku córeczkę w czoło i po cichu zaczęła się wycofywać z jej pokoju. Gdy się jej udało zamknęła je bardzo cicho i skierowała się do salonu. Usiadła na kanapie i westchnęła cicho patrząc na wibrującą komórkę, która leżała na stole. Wyciszyła ją ponieważ Josephine nie chciała dać spokoju nie rozumiejąc decyzji swojej jedynej córki. Louise nie miała zamiaru tłumaczyć się matce. Musiała odbudować własne życie i zapewnić przyszłość swojej córeczce. Chciała, żeby ta mała istotka nie była skreślona na starcie tak jak ona.
“It seems that all that was good has died.”
______________________________________
Louise Alexandra Castle
24 lata
prowadzi mały sklep plastyczny
&
Mary Castle
4 lata
córka Louise
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz