czwartek, 8 grudnia 2011

1768. Nie, ona nie potrafi być egoistką

    Dziwnie przygaszona, usiadła na kanapie, w dłoniach obracając kubek zimnej kawy. W popielniczce stojącej na niskim stoliku smętnie tlił się papieros, choć przecież obiecywała sobie, że skończy z tym świństwem. Jasne kosmyki, które gryzły się z ciemnymi odrostami, okalały niezdarnie nienaturalnie bladą twarz. I tylko od niebieskich oczu wciąż bił ten sam blask, choć teraz więcej w nim było złości niż tak charakterystycznej dla kobiety radości. Optymizm? Chwilowo zmuszona była odsunąć go na bok. Analizując słowo po słowie wczorajszą rozmowę z matką nie była w stanie postrzegać przyszłości w kolorowych barwach. Wiedziała, że nie powinna się do tego mieszać. Że toksyczny związek jej rodziców to tylko i wyłącznie ich sprawa. Ale nie potrafiła. Nie potrafiła przejść obojętnie obok cudzej krzywdy, nawet kiedy temu komuś wydawało się, że jest przeszczęśliwy. To właśnie przez długie lata wmawiała sobie jej matka. Utkała wokół siebie kokon szczęścia. Z czego? Inez nie wiedziała, ale jednego była pewna. W przeciągu kilku ostatnich miesięcy kokon ten został rozerwany na strzępy i nie została z niego nawet samotna, połyskująca lekko nić.
    Udało jej się odizolować, odgrodzić od rodziców, zapomnieć. Wnieśli do jej życie wiele dobrego, ale też wiele złego. Gdyby tak te „podarunki” ułożyć na wadze, trudno powiedzieć, która szala by przeważyła. Teraz jednak to nie było istotne. Inez chciała uratować to, co się dało. Chciała uwolnić matkę od ojca, pokazać jej, że to, co zaznała do tej pory wcale nie było szczęściem. Podjęła decyzję, która niekoniecznie mogła okazać się dobra, ale na odwrót było już za późno. 
    Nie zatytułowała listu, który zamierzała zostawić Belli. Po prostu zaczęła pisać, nieskładnie i chaotycznie, chcąc jak najszybciej wyrzucić z siebie wszelkie nieprzyjemne myśli. Teraz spoglądała na kartkę równo pokrytą szlaczkiem czarnych liter i kilkakrotnie przebiegła po niej wzrokiem.

    Wyjeżdżam. Na jak długo? Nie mam zielonego pojęcia. Mam nadzieję, że z pewnym zaistniałym problemem uporam się w miesiąc. Wiem, wiem, wyznaczanie sobie jakichkolwiek granic czasowych nie ma zbytniego sensu… Ale sama myśl, że to się kiedyś skończy, pomaga. Wspominałam Ci kiedyś o moich rodzicach? Nie? W każdym razie, nie jest to wesoła historia. Nie mam też ochoty tego wszystkiego roztrząsać, może kiedy wrócę i wszystko jakoś się ułoży… Mam nadzieję, że się ułoży. 

    Nie, nie uciekam. Po prostu jestem na tyle głupia, że poświęcam się dla innych, nie myśląc przy tym o sobie. Nie darowałabym sobie, gdyby coś się stało. Przeze mnie. Bo mnie tam nie było. Nawet nie chce myśleć, co by było gdyby… Gdyby co? Może panikuję, może jak zwykle przesadzam, ale muszę. Muszę tam pojechać i chociażby siłą ściągnąć matkę do Nowego Jorku. 

    Pewnie nie wiesz, o czym pisze, hm? Ja sama się w tym wszystkim plączę. Aż chce się zapytać, skąd biorą się te wszystkie cholerne sznurki, w które tak skrupulatnie się owijam? Wydawałoby się, że z powietrza. Chociaż pewnie sama je sobie podrzucam. Mniejsza z tym… Zostawiam Ci pod opieką mieszkanie i Leona – nie będę go targać do Chicago, bo wiem, jak się zachowuje w podróży. Zdarłby sobie gardło, a innym pasażerom popękałyby bębenki. Chyba się nie pogryziecie, co? O pieniądze się nie martw. W kopercie w kredensie znajdziesz tyle, że na ten jeden nieszczęsny miesiąc i opłacenie rachunków powinno wystarczyć. I widzisz? Znowu czuję się odpowiedzialna za kolejną osobę. Ale fakt, że to Ty jesteś tą osobą, jedynie sprawia mi przyjemność. Tak poza tym, nie zdziw się, kiedy pewnego dnia na progu stanie niejaka Sienna – z tego co słyszałam, niedługo wraca i obiecałam jej, że może się u nas zatrzymać. Polubicie się, o ile już się nie znacie. Widzisz, do czego doszło? Nawet nie orientuję się, co się wokół mnie dzieję. Potrzebuję odskoczni. Nawet, jeśli nie będzie ona zbyt przyjemna. 

    Wypadałoby powoli kończyć… Mogłabym napisać jeszcze kilka, o ile nie kilkanaście takich listów. Ale Tobie chyba należy się najwięcej wyjaśnień, w końcu znikam praktycznie bez słowa. Gdyby o mnie pytali… A mam nadzieję, że będą pytać (w końcu kto by nie chciał się zobaczyć z taką fajną Nezią?) , powiedź, że walczę z rodzicami w Chicago. I że wrócę. Niech będzie za miesiąc. Telefon prawdopodobnie wyłączę, ale mail będę sprawdzać. Więc w razie czego… 

    To by było na tyle. Trzymaj się. I niech inni też się trzymają. 




Inez

    Kobieta starannie złożyła kartkę, po czym wsunęła ją do koperty, na której napisała imię współlokatorki i ułożyła ją na stole, w widocznym miejscu. Szybko wystukała kilka maili do przyjaciół, by ci nie pomyśleli, że zapadła się pod ziemię i zerknęła na czarną walizkę stojącą pod drzwiami. Samolot miała za półtorej godziny, taksówka miała zajechać pod blok za piętnaście minut. Nikomu nic wcześniej nie powiedziała, bo nie lubiła pożegnań. Jedynie Leon, który wskoczył na kolana swojej pani, wiedział, co się święci… 
    - Wybacz, młody – mruknęła, drapiąc kocura za uchem. Leon Zawodowiec miauknął z wyrzutem, trącając łebkiem rękę Inez. – Ale nie mam wyjścia, wiesz? Chciałabym chociaż raz pomyśleć o siebie, a nie innych, ale taka już jestem i nic na to nie poradzę… Tak, też będę tęsknić – wymruczała z uśmiechem, kiedy kot wtulił się w jej szyję. – A teraz uciekaj… – mruknęła, niechętnie wstała, zmuszona do zignorowania ocierającego się o jej nogi zwierzęcia. Ubrała kurtkę, niedbale owinęła szyje szalikiem i zacisnęła palce na rączce walizki. Po chwili zamknęła za sobą drzwi i zniknęła na półpiętrze. Tylko Leon, nerwowo kręcący się pod drzwiami, kilka razy miauknął żałośnie, trącając łapką drewno oddzielające go od korytarza. Ale przecież obiecała, że wróci, prawda?

___________________
Nie bijcie. Jak napisałam, Nezia na długo nie znika, a że i tak ostatnimi czasy się nie udzielałam, to wypadało to jakoś wyjaśnić. Tak, tak, odskocznia każdemu jest potrzebna. Z racji, że w nocie wspomniałam co nieco o mailu… Jeśli tylko ktoś czasem będzie miał ochotę się do Inez odezwać, proszę bardzo ;) Poza tym na bloga niemalże codziennie zaglądam, czytam Wasze posty, czyli jestem. Tylko Nezia potrzebuje chwili odpoczynku. 
A tak na marginesie… Zmotywuje mnie ktoś do powtórek z biologii? ^^

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz