Nazwano ją Grease. Bo mama uwielbiała musicale. Kochała wszystko, co związane było z muzyką. Chciała zostać piosenkarką, chciała być wielką gwiazdą… Kilka lat po narodzinach pierwszego dziecka, uciekła od rodziny i biało-niebieskim samolotem przemierzyła Atlantyk. Od tamtego czasu nie odezwała się ani jednym słowem. Tylko raz do roku, w okolicach dwudziestego dnia ostatniego miesiąca, przychodziła do UK różowa kartka urodzinowa ze Stanów. Grease nie znosiła różowego, swojego imienia i wszystkiego, co pozostało jej po matce.
Nazwisko, na szczęście, miała po ojcu. Właściciel londyńskiej księgarni był szanowany przez ludzi. Tylko jedna osoba nie doceniła jego dobroduszności… Czy wyjazd córki do NY, nie zranił jego spokojnej duszy? Zapewne zranił, ale ktoś taki jak Philip Helders rozumiał ludzi. Rozumiał, że czasem trzeba uciec, żeby zapomnieć.
Próbowała zapomnieć. Czy można jednak kiedykolwiek zapomnieć o najgorszej decyzji w swoim życiu? Podobno można, jeśli nie ma się sumienia. Ale ona sumienie, na swoje nieszczęście miała. I nie umiała sobie wybaczyć zabójstwa.
Zabójstwo. Nie można tego nazwać inaczej. Bezbronne maleństwo w jej wnętrzu było przecież człowiekiem. Wtedy o tym nie myślała, teraz nie umiała o tym nie myśleć. Wyobrażała sobie jakby to było, gdyby dziecko przyszło na świat. Może byłby to chłopiec? Nazywałby się Jamie, jak jego ojciec. Jak jego ojciec… Jamie Anders nawet nie wiedział, że była w ciąży. Gdyby wiedział, może wszystko dziś wyglądałoby inaczej. Ale czy byłoby lepiej? Pewnie oboje nie skończyliby studiów. A on był przecież człowiekiem, którego nie można sobie wyobrazić bez studiów. Studiował prawo na jednej z najlepszych, brytyjskich uczelni. Chciał być prokuratorem, jak połowa mężczyzn w jego rodzinie. Za parę lat, gdy już skończy studia, będzie pewnie szanowanym prawnikiem. Dziecko we wszystkim tylko by przeszkodziło.
Znała się z Jamie od dziecka, ale nie umiała przewidzieć jego reakcji. Dlatego mu nie powiedziała. Wolała „pozbyć się zarodka” zanim ktokolwiek zauważyłby, w jakim jest stanie.
Dziś postąpiłaby inaczej. Oddałaby dziecko do adopcji lub cokolwiek. Na pewno urodziłaby maleństwo. Może nawet poświęciłaby się macierzyństwu? Nie. Lepiej, żeby ktoś inny wychowywał tą kruszynkę. Niektórzy ludzie nie nadają się do rodzicielstwa. Po paru latach miałaby dosyć. I mogłaby zranić to maleństwo, tak jak kiedyś ją zraniono.
W noc taką jak ta Grease często zamiast spać myślała. Deszcz uderzał rytmicznie w parapet, a ona wędrowała umysłem do mieszkania ojca w Londynie. Przed wyjazdem mieszkała w jednym z trzech pokoi kwatery. W pomieszczeniu, razem z jej łóżkiem, komodą i toaletką, bez problemu zmieściłoby się dziecięce łóżeczko. W łóżeczku spałby mały Jamie, czekający na koniec semestru i powrót jego ojca. Wszyscy pokochaliby Jamie’go. Gdyby takim słodkim dzieckiem, jakim był jego tatuś… Ale czy ona potrafiłaby kochać to maleństwo? Instynkt macierzyński nie był czymś przekazywanym w jej rodzinie z matki na córkę.
STOP.
Musi przestać myśleć. Musi iść spać. Ma przecież jutro zajęcie. Znajomi znów będą pytali o zaczerwienione oczy. Nie wiedzą co zrobiła kilkanaście miesięcy temu. Wie tylko Grease, jej ojciec, ciocia Ingrid i lekarz wykonujący zabieg.
Ciocia Ingrid była czymś w rodzaju zastępczej mamy. Opiekowała się siostrzenicą, jakby chciała odkupić grzechy swojej siostry. To ona dowiedziała się pierwsza o ciąży. I wspierała Grease. Ojciec też wspierał, ale on tylko milczał i przytulił dwa razy. Z ciocią można było porozmawiać. Zawsze. Była jej przyjaciółką i aniołem stróżem w jednej osobie. Była zawsze wtedy kiedy powinna być.
Przewróciła się w łóżku na prawą stronę zamknęła oczy i powtarzała sobie, że chce jej się spać. Nie działało, ale przynajmniej zagłuszyła na chwile wyrzuty sumienia.
Studentka, 19 lat
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz