czwartek, 16 lutego 2012

1873. Początek koszmaru, czy koszmarny początek?

Co ja robie wNowym Jorku? A to dobre pytanie, bo wcale nie chciałem tu przyjeżdżać. Przecieżw Vancouver miałem to czego dusza zapragnie. Jednak skończyłem studia imusiałem zacząć pracować. Pomógł mi w tym ojciec, załatwiając mi robotę.Problem w tym, że ta prywatna klinika, w której miałem zacząć pracować, jestwłaśnie w NY. Zgodziłem się, bo nie miałem nic do stracenia. Start w NowymJorku? A czemu nie?!

Jednak miastonie przywitało mnie, tak miło jak się tego spodziewałem. Aktualnie zamiastsiedzieć w mojej klinice i pracować, to leże w niej… Jako jeden z pacjentów?

A wszystkozaczęło się 3 dni temu, gdy wracałem z lotniska do świeżo kupionego mieszkania.Okolica – sumie nie najgorsza, ale po zmroku wszędzie jest nieciekawie. Więc,spiesząc się niezwykle przypadkiem natknąłem się na grupę pewnych, wysokich,dobrze zbudowanych panów. Postanowiłem zachować zimną krew i przejść koło nichpatrząc pod nogi. Jednak to spojrzenie wbite w ziemie, mnie zgubiło. Przezswoją nie uwagę, wpakowałem się w tarapaty. Szturchnąłem jednego z owych panówi….

- Masz jakiśproblem stary? – usłyszałem za plecami. Stanąłem osłupiały. To chyba było domnie. Odwróciłem się gwałtownie w stronę osiłków.

- Jaaa? Nie.Najwidoczniej, to z wami jest jakiś problem. – Ugryzłem się w język. O Matko.Co ja w ogóle mówię?! Mężczyzna zmierzył mnie wzrokiem i śmiejąc się głośnopodszedł bliżej. Spojrzał mi w oczy przenikliwym wzrokiem. Był wyższy. Chybasilniejszy i przede wszystkim… Było ich więcej.

Przemiły isympatyczny pan przechylił głowę, w obie strony a jego kark wydał z siebiecharakterystyczne chrupnięcia. Przełknąłem ślinę. Cała reszta grupy postanowiładołączyć do swojego kolegi. Wszyscy ustawili się dookoła mnie. Wsunąłem dłoniedo kieszeni. Już w liceum uważałem, że okładanie się pięściami to nie jestdobry sposób, do rozwiązywania sporów. W tej sytuacji nie mogłem nic poradzić,bo właśnie zanosiło się na bójkę. Któryś z gentelmanów,  pociągnął mnie za kurtkę. Z kieszeniwyszarpał portfel i dokumenty.

- Lekarz!

Uff… Naszczęście pieniądze, zostały w banku. Zabrali tylko karty kredytowe. Jeśliprzeżyje dzisiejszy wieczór, to zablokuje je jutro z samego rana.

- A co To zadziwka? – spytał, nawet nie wiem dokładnie który.

- Słucham? -wycedziłem przez zęby. – Kto?

W portfelunosiłem zdjęcie siostry. Nie żyła od 5 lat. Zmarła na białaczkę. Była bardzomłoda. Zbyt młoda. Nawet nie wiem czy mi odpowiedzieli. Byłem tak wściekły, żeuderzyłem pięścią faceta ze zdjęciem siostry. Krew buchnęła z jego nozdrzy. Apotem z moich.



Obudziłem siędopiero rano. Na tej samej ulicy. Co oznaczało, że jest jeszcze bardzowcześnie. W przeciwnym razie, ktoś by mnie tu znalazł. Nie było śladu poportfelu, dokumentach ani telefonie. Bardziej przejęła mnie moja nowa białakoszula, która przez noc zmieniła barwę na czerwoną. Oddychać przez nos mogłem.Świetnie. Nie złamali go, chociaż bezwątpienia miałem mocno posiniaczoną twarz.Prawa noga bolała niemiłosiernie.

- Jednak cośzłamali – zażartowałem do siebie.

Ponieważ niebyłem już w posiadaniu telefonu komórkowego, zostałem zmuszony by wstać ipokuśtykać do najbliższej butki telefonicznej. Miałem nadzieję, że nie jestdaleko. Stanie, na mrozie w samej koszuli sprawiło, że mocno się przeziębiłem.  Chociaż gorączka, to nie koniecznie winaprzeziębienia. Na karetkę czekałem 30 minut. Ale za to profesjonalnie się mnązajęli. Noga była złamana w dwóch miejscach, dlatego też od razu zawieźli mniedo kliniki, w której miałem pracować.

I tak to sięzaczęło. Tak się tu znalazłem. Może moje wejście do wielkiego miasta niewyglądało imponująco, ale to był znak, że nie można się tu nudzić. Zawsze jakiśgentelman zapewni Ci rozrywkę. O ile szpital, można nazwać rozrywką.

Mimo to,wierze, że będzie tylko lepiej.

Jimmy Henderson – 27 lat.

Świeżo upieczony Pan Chirurg. Uzależnionyod porannej kawy i obowiązkowej gazety.

W wolnych chwilach ogląda teleturnieje i gra w piłkę nożną.  


http://oi43.tinypic.com/33cyaut.jpg

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz