piątek, 16 marca 2012

1881. Cisza

 Wokoło panowała cisza, za oknem ciemność i nocny spokój. Tylko drżące pod naporem wiatru światła latarni przypominały o tym, że gdzieś za oknem istnieje życie. Jego oczy dawno nie widziały światła. Mrugnął kilkakrotnie. Ta krótka chwila wystarczyła, aby poczuł ten dziwny ból.

 Jego skórę pokrywała gęsia skórka; chłód jego ciała walczył z ledwo wyczuwalnym ciepłem płynącym z grzejników. Na sąsiednim łóżku leżała nieznajoma dziewczyna, odwrócona plecami, a on siedział zwrócony twarzą do okna. Wpatrzony w pospolity obrazek, nocną grę toczącą się na zewnątrz bez jego udziału.

 Myśli kotłowały się w jego głowie, wypaczając rzeczywistość. W końcu zdał sobie sprawę, ile rzeczy trzeba zrobić źle, żeby znajdować się na jego miejscu i dalej nie wiedzieć, co ma się zdziałać. Miał ochotę walić głową w ścianę, choć nic by to nie zmieniło. Podjął się zadania, o którym nie mógł zapomnieć. To opędzało ono sen z powiek, to ono torturowało; po drugiej stronie szali było niebezpieczeństwo, które panowało w tym momencie wokół niego. Stał na rozstaju dróg i nie wiedział, którą wybrać, żeby znów nie pogrążyć się w letargu, żeby znów nie stracić wszystkiego.

 Dlatego teraz, wciąż w tej samej pozycji, siedział i szukał wyjścia, którego nie było, gdyż drzwi, które chciał otworzyć, były zamknięte na klucz, którego nie posiadał. Było za późno, aby go szukać.

 Kołdra na łóżku obok poruszyła się, więc odwrócił się ostrożnie i spojrzał prosto w oczy nieznajomej, która właśnie się obudziła, jakby dobrze wiedziała, co się z nim dzieje. Jakby czuła to przez sen. Wyszła spod kołdry, usiadła obok i otoczyła go ramionami, opierając swój policzek o jego łopatki. Razem wpatrywali się w ciemność. Uśmiechnęła się nieśmiało. Nie wypowiedziała ani słowa. Wokoło panowała cisza, do której ich oddechy tworzyły melodię.

 O dach uderzyły pierwsze krople deszczu. Z każdą kolejną czuł się coraz bardziej senny, jakby to właśnie było lekarstwem, którego potrzebował. Jego powieki zdały się być cięższe. Pozostał tylko ucisk w okolicy serca, który przypominał, że dopóki śnił, nic się nie stanie. Ostatnim, co usłyszał, były krople deszczu uderzające o dach, świst wiatru i oddech nieznajomej tuż przy jego uchu. Wokoło panowała cisza, przez którą przebijało się tykanie zegara.

 Wokoło panowała cisza, a przez okno wpadało światło, budzące świat do życia. Zamajaczyło pod jego powiekami, powodując mrowienie, zmuszające do podniesienia powiek. Zamrugał kilka razy, rozglądając się po pomieszczeniu, lecz nie wiedział, gdzie się znajduje. Po chwili wszystko sobie przypomniał. Zmrużył oczy pod naporem światła, chcąc dojrzeć cokolwiek za oknem, ale nie potrafił podnieść głowy z poduszki, żeby przełamać jego barierę. Czuł się, jakby tylko jego umysł się obudził, a ciało jeszcze spało.

 Sen wcale nie pomógł, jedynie lekko złagodził zmęczenie. Wszystko inne pozostało takie samo. Czuł to i widział. Przez jedną noc nic nie mogło się zmienić.

 Wokoło panowała cisza, którą przerywał tylko dźwięk kropel spadających z jego kroplówki. Dopiero po chwili spostrzegł, że miejsce, które zajmowała nieznajoma jest puste. Po jej obecności zostało tylko wgniecenie w poduszce i odgarnięta kołdra. Czuł jeszcze zapach.

 Odwrócił się z powrotem na plecy i wpatrywał w sufit. Był jednolicie biały z małymi zaciekami w kątach. Zupełnie inny niż w nocy, kiedy pożerały go cienie. To przywołało go do rzeczywistości. Noc się skończyła. Przyszedł nowy dzień. Dziewczyna była tylko złudzeniem, a gdy wszystkie nocne złudzenia schowały się w kąt, pozostała pustka. Pustka, która mogła być odpowiedzią, ale nią nie była.

 Wokoło panowała cisza, a on nie słyszał już nawet własnego oddechu.


Raphael Hein

21 lat

student architektury

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz