sobota, 2 czerwca 2012

1892. Young, wild and free.

- Jeszcze raz dwie kawy. 
Znad pokrytych łzami rzęs widziałam jak Laura macha niedbale ręką na kelnera. Pomyślałam,że dwie kawy nie wystarczą, ani trzy, ani cztery. Nic… nic nie wystarczy!
- Znowu płaczesz? Boże, nigdy nie spodziewałabym się,że człowiek ma tyle wody w sobie – westchnęła i uśmiechnęła się do mnie z pobłażaniem, jak do dziecka, które rozsmarowało sobie cały twaróg po buzi. 
- Ty nic nie rozumiesz! Tym razem byłam pewna,że to już na zawsze. Przy szczoteczce pojawiły się żel do golenia i żyletka. Kupił nawet swój ręcznik! A potem powiedziałam mu, że jest Kaja. Że ma 4 latka i jest naprawdę grzeczną dziewczynką. Sądziłam,że wszystko jest okej, zapewniał… – Przerwałam na chwilę, aby wytrzeć nos w chusteczce – I tu nagle staje i mówi: że to nie moja wina, że jego, że nie pasujemy do siebie, że jestem za ładna, że on nie zasługuje. I bierze tą szczoteczkę i żel i nawet kurwa ręcznik! I wychodzi, mówiąc jedno: ,,cześć’’! Rozumiesz? Dwa miesiące gotowania mu, prania, sprzątania, SEKSU i byłam tyle warta, żeby usłyszeć cholerne  ,,cześć’’ na pożegnanie!
- A co ja Ci mówiłam? Nie wprowadzaj do domu łysych, bo i Ciebie na łyso zrobią. I zrobił. Znowu ryczysz? Dobra, posłuchaj, mam pomysł. Pójdziemy do Paradise’a, zamówimy drinki i upijemy się jak za starych, dobrych czasów! Upijemy się jak świnie, krótko mówiąc. I niech nas nie próbują do ostatniej kropelki z pubu wyprowadzać! Jak myślisz? 
Pamiętałam te ,,stare czasy’’, kiedy to kończyłyśmy jedną nogą w podejrzanych melinach, a drugą na komisariacie. Nie byłam pewna czy dokładnie o takie pocieszenie mi chodziło, gdy dzwoniłam do Laury z prośbą o pomoc. Ale no cóż, to w końcu jest Laura. 
Zerknęłam na nią z niepokojem.
- Dobra, dobra: ja stawiam. 
Uśmiechnęłam się żywiej i oparłam brodę na dłoni. 
- Pod jednym warunkiem. 
- Gadaj. 
- Weźmiemy Tommy’ego. 
                                                                      *** 
Przewróciłem się w łóżku, otoczony zapachem rozlanego piwa i kipów z papierosów,  przytłoczony pulsującym bólem głowy i nieruchomy pod ciężarem wielkiego Bernardyna – Jim’a , z lubością leżącego mi na nogach. 
Z trudem przypominałem sobie zdarzenia wczorajszej nocy. Spotkanie firmowe, potem wypad do jakiegoś klubu, Natasha na rurze – to akurat pamiętam dobrze i portier pieprzący coś o zepsutej windzie. 
Rozejrzałem się po pokoju. Burdel jak od poniedziałku. Od kiedy Maya się wyprowadziła, stan taki utrzymuje się już od tygodni. Nienawidzę sprzątać, ale nie chcę powierzać tej roboty komus innemu. Ogarnia mnie gorączka, gdy wyobrażam sobie jak jakaś obca baba zagląda mi w najróżniejsze zakątki mieszkania i wynajduje co wstydliwsze drobiazgi (kolekcja żołnieżyków,zdjęcie z pierwszą dziewczyną, czapeczkę z ukończenia liceum). Nie lubię tego i już.
Zerknąłem na telefon. 13 nieodebranych połączeń i dwa sms’y – jeden od Ryle’a:
,, Przyłapałem Dana w toalecie z Natashą. Może wyślemy parę zdjęć jego żonie?’’ 
Parsknąłem śmiechem na widok załączonego zdjęcia. Natasha, na wpół naga, z przerażeniem patrząca na obiektyw i Dan,nasz szef, który nie wyzbył się jeszcze wyrazu orgazmu z tłustej, nieogolonej twarzy. 
Drugi sms zdziwił mnie bardziej. Był od Laury, dziewczyny w której kochałem się przez całe studia i która po naszym pierwszym ( i ostatnim) zbliżeniu fizycznym, oznajmiła  z sadystyczną przyjemnością, że ,,było tak miło, jakbym robiła to z martwą rybą. Ale nie martw się – nie śmierdziałeś’’.  Ale w końcu to Laura. 
W sms’sie  pisała,że będzie o trzynastej u mnie i lepiej dla mnie żebym był kompletnie ubrany. Zerknąłem na zegarek, 12:45. Niestety Laura miała pewną upierdliwą cechę: zawsze pojawiała się przed czasem. Ledwo zdążyłem się rozciągnąć, powstać z łóżka i napić się łyka mleka, trzy krótko przerwane dźwięki dzwonka rozbrzmiały w mieszkaniu. Przeczłapałem mieszkanie w slipkach i otworzyłem drzwi. 
Stała opierając się o framugę, tak samo obojętna i niepokojąco piękna jaką widziałem ją ostatnio. Nie pokazałem po sobie szczęścia, ziewnąłem i opierając o ścianę zagrodziłem przejście do mieszkania. 
- Czego chcesz? 
Podniosła duże, rozbłysłe oczy. I uśmiechnęła się. W ten słodko prowokujący sposób, z początku lekko przygryzając wargę, a potem odsłaniając rząd równych zębów. Lubiłem ten uśmiech – podniecał mnie i ona dobrze o tym wiedziała. 
- To już stara koleżanka nie może odwiedzić starego kolegę bez żadnych ukrytych intencji? Tommy… Dawno się nie widzieliśmy – widząc że uchylam jej drogę do mieszkania, pokręciła głową – nie dzisiaj, Tommy. Dzisiaj mam dla Ciebie o wiele lepszą propozycję.
Uniosłem brwi w ,mam nadzieję, zaciekawionym wyrazie. 
- Otóż… Co powiesz na mnie, Ayę i Ciebie. Starą trójką, tak jak kiedyś. 
Przez głowy przeszły mi obrazy wszystkich pubów, klubów, podejżanych zaułków, miejsc mijanych z szybkością przekraczającą normę i komisariaty, przez któreśmy się przewijali. A potem powrócił ból głowy. 
- Wiesz skarbie, gdybyś się zwróciła do mnie wczoraj… Tak, wczoraj był dobry wieczór. Ale dziś marzę tylko o dobrej kawie i dobrym filmie.  
- Tommy, a gdzie się podział Twój wigor? Kiedyś nie przepuściłbyś żadnej okazji żeby popatrzeć mi się w dekolt. A dziś właśnie marnujesz jedną z takich szans. 
Zrobiłem zamyśloną minę. Boże! Jak ja uwielbiam patrzeć, gdy ona z taką determinacją próbuje mnie przekonać. Ochrypłym głosikiem wymieniając zalety i szukając w moich oczach pierwszych oznak uległości. Chytry lisek. 
- Jest jeden warunek.
Westchnęła teatralnie i ułożyła dłonie na biodrach wyczekująco.
- Założ tę czerwoną sukienkę.
- Idiota.
- O 21 pod Pardaise’m. Pa, złotko. – Zamknąłem drzwi z przebiegłym uśmiechem. Ból głowy już całkowicie minął. 
                                                                   ***
Patrzyłam na tą dwójkę z którą spędziłam pół mojego dotychczasowego życia rozbijając się po klubach i żyjąc na granicy trzeźwości. Nasze drogi zaczęły się rozchodzić po liceum. Tommy rzucił studia matematyczne i zaczął pełną sukcesów pracę w firmie. Aya zaraz po rozdaniu dyplomów ku zdziwieniu wszystkich (a zwłaszcza rodziców) urodziła dzieciaka. Ja chodziłam starymi ścieżkami, stopniowo zauważając jak bardzo się wszystko zmienia i starając się wykrztusić z siebie odrobinę entuzjazmu – na próżno. 
No więc patrzyłam na nich. Aya znalazła sobie pierwszego lepszego lalusia i ruszyła z nim na parkiet za wszelką cenę próbując robić z siebie niedostępną i tajemniczą, ale wychodziły jej jedynie tanie ruchy dziwkarskie i już pod koniec tańca przylepiła się do niego jak mucha do miodu. 
Tommy siedział przy barze. Rozmawiał z jakąś ,,wystarczająco inteligentną’’, jak to określił, blondynką i co parę sekund zerkał na mnie błagającym wzrokiem. Skutecznie go ignorowałam. 
Papieros pażył mnie w palce, a głośna muzyka bombardowała uszy. Przyciągnęłam do siebie pierwszego lepszego, lepkiego od potu mężczyznę i zaczęłam tańczyć. Tak jak lubię: zmysłowo, ale na dystans. Partner był tylko dla pozorów, tańczyłam ze sobą i dla siebie. Był to niejako najlepszy sposób na wyzbycie się wkurwiających myśli, zmęczenie mgliło umysł, muzyka ogłuszała, zamknięte oczy pozwalały się odciąć. Gdy partner stawał się nachalniejszy, zmieniałam go. 
Po chwili, bardziej niechcący niż celowo spojrzałam w stronę baru. Tommy’ego już przy nim nie było, za to siedział tam ktoś inny. I obserwował mnie uważnie, z rozchylonymi w uśmiechu wargami. Jak mogłabym nie poznać tej wysokiej postaci z jasną czupryną i roześmianymi oczyma. Wycofałam się z tańczącego tłumu i usiadłam obok niego. 
- Nie spodziewałabym się Ciebie tutaj. Powiem nawet,że do teraz sądziłam,że jesteś w Indiach… z Mią. 
- Nie udało się, musiała wrócić wcześniej do pracy. Czy powinienem spytać dlaczego nie było Cię na naszym ślubie? 
Skrzywiłam się niedostrzegalnie.
- Zdecydowanie nie. 
- To nie będę. – Spojrzał na mnie łagodnymi oczyma, przez które na krótko przewinął się cień i wolno upił końcówkę piwa. 
- Mogę zaproponować Ci drinka czy będzie to nie na miejscu?
- Wątpię byś przejmowała się tym czy to właściwe czy nie, ale dziękuję. Muszę się już zbierać. – Podniósł się z krzesła i poklepał mnie po ramieniu. – Fajnie było Cię spotkać. Mia się ucieszy, że wszystko z Tobą w porządku. 
- Mhm. Cześć. 
Patrzyłam jak niespiesznym krokiem oddala się do wyjścia i poczułam znajome mi ukłucie w żołądku. Jestem jednak perfekcjonistką i perfekcyjnie opanowałam zdolność odrzucania od siebie tego, co niewygodne. Po paru drinkach znów tańczyłam na parkiecie, nie zauważając leżącego na dnie świadomości poczucia, że może jednak nie jest ze mną tak wszystko w porządku. 

Laura Pealomre,
22 lata,
kelnerka w restauracji ,,Krab”
ZDJĘCIE

[Żeby nie było wątpliwości: notka była poznawcza. Trzechbohaterów występowało tylko,aby przedstawić punkt widzenia dwóch innych osób naLaurę. A potem jej samej na innych i siebie. Laura jest główną bohaterką i  taka forma postów nie będzie już raczej umnie występować. Witam wszystkich i zapraszam do komentowania :D]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz